Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

„Listy niebieskie”

O znaczeniu „Listu niebieskiego” dla Mazurów z Joanną Sobiesiak-Wańkowską rozmawia dr Alfred Czesla, mazurski działacz społeczny.

 

„List niebieski”, który powstał na początku XIX w., przybył na Mazury z Galicji. W jaki sposób „List” ten trafił do pani?
Fotokopię „Listu” otrzymałam zupełnie niedawno od Antoniego Szubzdy, który jest mężem Ireny Szubzdy – przewodniczącej Stowarzyszenia Mniejszości Niemieckiej „Mazury” w Ełku (Verband der deutschen Volksgruppe „Masuren” in Lyck). Jego nadawca napisał do mnie: „Wysyłam pani unikalny tekst. Jest to «List niebieski». Zachował się w rodzinie mojej żony i jest zaczytany”. Stan zachowania tego druku świadczył, że czytało go kilka pokoleń rodziny Scherotzki, bo tak brzmiało panieńskie nazwisko Ireny Szubzdy.
Bardzo mnie ta historia „Listu” zaintrygowała. Z moich dociekań wynika, że najstarszy „List” pisany gwarą mazurską pochodzi z 1830 r. Ale dopiero Janusz Dunin, omawiając historię książki kramarskiej i brukowej w Polsce, podał właściwą datę pierwszego „Listu”, to jest rok 1824. Pisany był jednak w języku niemieckim, przy czym Joh. Szczepański, który go przepisywał „z oryginału”, od razu przetłumaczył go na język polski. Wszystkie „Listy” przepisywane przez mieszkańców Galicji nazywały się „Listami z nieba”. Były one krótkie i adresowane były do katolików. Natomiast te wydawane na Mazurach nazywały się „Listami niebieskimi” były znacznie rozbudowane, liczyły 32 strony i przeznaczone były dla ewangelików. A co najważniejsze: pisane były gwarą mazurską z użyciem tzw. szwabachy, tak jak biblie, postylle czy kancjonały mazurskie.

Joanna Sobiesiak-Wańkowska
Foto: Piotr Placzkowski

Dla mazurskich ewangelików istotne znaczenie miały ciesząca się wielkim szacunkiem Biblia czy Kancjonał Mazurski. Czym zatem, obok tych „świętych” ksiąg, był dla nich „List niebieski”?
Tak jak pan zauważył, „List” ten zjawił się niespodziewanie, a już jego pierwsze zdanie: „List niebieski, który sam Pan Bóg spuścił”, zaraz potem zapewnienie, że przekazuje go Jezus Chrystus, bez wątpienia trafiały do ludzi głęboko wierzących, jakimi byli Mazurzy. A ponadto był powszechnie dostępny i tani. Sprzedawano go na wszystkich jarmarkach i odpustach za kilka fenigów. Święte księgi, kalendarze mazurskie, które pan wymienia, były znacznie droższe, a Mazurzy byli głównie mieszkańcami wsi i nie zawsze mogli pozwolić sobie na taki wydatek. Wysyłający „List” nakazywał wierzyć w jego treść i pouczał, jak należy żyć, żeby zapewnić sobie łaskę Boga, który ustrzeże nas od niebezpieczeństw. „List” gwarantował więc szczęście, dostatek i przychylność losu. Jednym słowem, był taką ówczesną polisą bezpieczeństwa. Dlatego też zabierali go ze sobą żołnierze idący na wojnę i nosili za pazuchą, stąd może niewielki format „Listu”. „List” bowiem gwarantował, że ominie ich wszelkie nieszczęście, jeśli będą przestrzegać kanonów wiary, przykazań boskich, ale też żyć uczciwie.

Czy można mówić tylko o jednym „Liście niebieskim” czy było ich kilka wersji?
„Listy” wychodziły dwojako. Tańsze jako oddzielne druki, a droższe w większym zbiorku jako część klucza do bardzo ważnych tajemnic. Zawierały one nie tylko wątki religijne, ale też proroctwa, zamówienia chorób, kalendarz dni szczęśliwych i nieszczęśliwych oraz wróżby z powietrza i planety na każdy dzień roku, krótkie opisanie planet oraz niekiedy „Złote ABC”, gdzie każda litera alfabetu była początkiem rymowanego zalecenia. I tak np. litera F rozpoczynała takie zalecenie: „Fałszu się strzeż, żyj w cichości, nie kochaj się w majętności; bo to największa utrata, Boga utracić dla świata”. No cóż, Mazurzy byli niezwykle pobożni i tego typu zalecenia brali sobie do serca.
Treść „Listu” i broszurki w miarę upływu czasu – bo wydawano je przez ponad sto lat,
aż do 1937 r. – w zasadzie się nie zmieniała, za wyjątkiem drobnych korekt językowych.

Skąd się wzięło to tak duże zainteresowanie właśnie Mazurów tym „Listem”?
Z pewnością tego typu literatura nie stanowiła mazurskiej specjalności, ale właśnie tu, na Mazurach, na styku kultur polskiej, niemieckiej oraz litewskiej, lud ewangelicki otoczony z trzech stron terenami katolickimi i pozbawiony dostępu do centrów kultury pozostawał wierny swej kulturze pierwotnej. I tylko „mazurskością” możemy tłumaczyć fakt, że na południowych krańcach Prus Wschodnich potrafiono silną wiarę w moc „Listów” łączyć z niemieckim protestantyzmem i polskim językiem. Trzeba też zauważyć, że znaczny wpływ na chęć posiadania tego typu książek mogła mieć także specyficzna religijność Mazurów.

Czy tego rodzaju druki publikowane były tylko na Mazurach?
Nie, podobne broszurki ukazywały się też na innych terenach. Przykładem może być druk pochodzący z Górnego Śląska zatytułowany „Objawienie listu albo słowa Pana Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa, z ziemi brytańskiej na św. Michała archanioła, przed obrazem Panny Marii”, wydany nakładem Riedingera w Raciborzu w 1886 r.

Co dzieje się dziś z tymi „Listami”? Do ilu druków udało się pani dotrzeć podczas pracy nad książką „Mazurów klucz tajemnic”?
Niestety, dziś te druki są absolutnie unikatowe. Już w 1945 r. z terenu Warmii i Mazur wymiotła je zawierucha wojenna. Płonęły, tak jak wszystkie inne druki ulotne, bo zima była sroga, a poza tym pisane były z użyciem czcionki nazywanej niemieckim gotykiem. Niszczono je tak jak inne niemieckie dokumenty, bo ich znalezienie przez Rosjan groziło śmiercią. Pomimo że listy te wydawano właśnie na Mazurach, to nie zachowały się w bibliotekach i muzeach miast, w których je wydawano. Szukałam ich po całym kraju i odnalazłam sześć „Listów”, w tym trzy z nich są w zbiorach bibliotek w Warszawie i Lublinie. Prawdopodobnie najstarszy jest ten przysłany z Ełku (Lyck), który pisany jest starą polszczyzną z wtrąceniami słów niemieckich.

Czy przepowiednie Mazurów okazały się prawdziwe?
Pokusiłam się prześledzić skuteczność przepowiedni zawartych w najstarszym z „Listów” mazurskich. I muszę przyznać, co zaskakujące, że w większości zdarzenia zapowiadane w przepowiedniach rzeczywiście się sprawdziły, z tym wyjątkiem, że nie udało się Mazurom przewidzieć I wojny światowej. Przewidziano natomiast różnego rodzaju kataklizmy i choroby, m.in. epidemię hiszpanki, a także trafnie datowano nadejście II wojny światowej i zmiany kulturowo-obyczajowe po wojnie.

Show More