Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

„Żarty się skończyły”

 

Z Karoliną Trelą, charyzmatyczną wokalistką, która w wielkim stylu zwyciężyła w drugiej edycji konkursu „Artysta Mniejszości Niemieckiej”, rozmawia Krzysztof Świerc

Od wielu lat należysz do grona najpopularniejszych artystów mniejszości niemieckiej. Dlatego twoja wygrana w naszym konkursie nie była szczególnym zaskoczeniem. Powiedz – jak i kiedy zrodziła się w tobie pasja do muzyki, gry na instrumentach, a przede wszystkim do śpiewania?

Urodziłam się z pasją do śpiewania, występowania i grania na instrumentach muzycznych. Pamiętam, że już jako 6-letnie dziecko, będąc na festynie mniejszości niemieckiej w Kamieniu Śląskim, w pewnym momencie usłyszałam, jak prowadzący festyn konferansjer zakomunikował, że dzieci, które chcą coś zaśpiewać i otrzymać nagrodę, mogą wejść na estradę. Natychmiast, bez zastanowienia pognałam na scenę. Przez moment moja mama była przerażona, bo nagle znikłam jej z widoku, ale po chwili zobaczyła mnie na scenie śpiewającą i odetchnęła z ulgą. Wtedy też otrzymałam pierwsze duże brawa od licznej publiczności, a moi rodzice zdali sobie sprawę z tego, jak bardzo kocham śpiewać.

 

Jako zaledwie 6-letnie dziecko wykazałaś się wtedy ogromną spontanicznością, ale i odwagą, która cechuje cię do dzisiaj. Naprawdę ani trochę się nie bałaś?

To samo pytanie zadała mi wówczas moja mama i w odpowiedzi usłyszała: a czego miałam się bać? Ja naprawdę nie czułam strachu, wstydu ani presji, bo już wcześniej śpiewałam w przedszkolu. Czułam jedynie olbrzymią chęć wystąpienia, zaśpiewania i oczywiście, jak to dziecko, otrzymania nagrody.

 

Karolina Trela
Foto: privat

 

A kiedy nabrałaś przekonania, że masz dar, talent sceniczny, latynoski temperament i charyzmę, która sprawia, że publiczność cię kocha?

Sama tego nie zrozumiałam. I być może nigdy nie nabrałabym przekonania, że mam jakiś talent, gdyby nie mój nauczyciel od muzyki w szkole podstawowej, świętej pamięci Jan Herba. To on uświadomił mi, że mam m.in. dar śpiewania, a do tego zawsze mówił mojej mamie, żeby nie zaprzepaściła talentu córki. Podkreślał też, żeby pomagała mi rozwijać zdolności, którymi zostałam jego zdaniem obdarzona. Pan Jan Herba nie myślał wyłącznie o śpiewie, lecz także o nauce gry na instrumentach, która łatwo mi przychodziła. Pamiętam też, że zażądał od mojej mamy, żeby woziła mnie na zajęcia do szkoły muzycznej. Wręcz „zaszantażował” mamę, że jak tego nie uczyni, to on będzie woził mnie na te lekcje.

 

Jaki był efekt tej rozmowy?

Mama regularnie zawoziła mnie do szkoły muzycznej, a pan Herba zapisał mnie jeszcze do grupy folklorystycznej Spod Buczyny. Jednocześnie wyznaczył mi zadanie, abym nauczyła się paru tekstów piosenek i śpiewania na tle tańczącego zespołu. Bardzo mi się to spodobało, podobnie jak fakt, że występowaliśmy na różnego rodzaju przeglądach czy festiwalach. W pewnym momencie, kiedy byłam już w liceum i nadal śpiewałam w tej grupie, a dodatkowo jeszcze moderowałam różne imprezy, mój kolega z zespołu, Jan Malaka, powiedział do mnie: Lubisz i umiesz śpiewać. A skoro tak, to czy nie chciałabyś mieć swojego zespołu muzycznego? Bez zastanowienia odpowiedziałem: Tak, tak, tak! I dodałam, że zawsze o tym marzyłam, ale nie wiem, z kim miałabym założyć zespół. Janek jednak nie widział problemu i odparł: Załóż go ze mną. Jeśli powiesz „tak”, powstanie zespół, który nazwiemy My – i tak się stało.

 

To była chwila, w której twoja kariera artystyczna zaczęła toczyć się szybciej i po twojej myśli.

O tak. Już na drugi dzień Janek Malaka przyszedł do mnie z listą piosenek, które mogłam sobie wybrać do śpiewania. Tak zrobiłam i zaczęliśmy ćwiczyć, przeprowadzając też regularne próby, aż nadszedł moment pierwszego naszego występu. Miało to miejsce na imprezie wiejskiej w Krępnej. Pamiętam jak dzisiaj – emocje targały nami wówczas ogromne, chcieliśmy wypaść jak najkorzystniej, przez co narzuciliśmy na siebie potężną presję, bo wysoko zawiesiliśmy sobie poprzeczkę. Z drugiej jednak strony czuliśmy się bardzo szczęśliwi, że możemy się zaprezentować. Adrenalina sięgała zenitu, ale efekt był wymarzony – bardzo się spodobaliśmy. Do tego stopnia, że zaczęliśmy otrzymywać zaproszenia na kolejne tego rodzaju eventy i tak w zespole My śpiewałam do 19. roku życia.

Karolina Trela ze zwycięską statuetą za triumf w drugiej edycji konkursu „Artysta Mniejszości Niemieckiej”.
Foto: Marie Baumgarten

 

Co dalej? Ze śpiewaniem nie zerwałaś.

Nie, ale na to się zanosiło, bo moimi priorytetami stały się matura, studia i rodzina, którą założyłam. Wtedy też sama do siebie powiedziałam: Karolina, śpiewanie nie jest ci chyba dane. Jednak w głębi duszy czułam, że pragnę śpiewać, że to się we mnie cały czas tli, jak uśpiony wulkan, i kiedyś wybuchnie ze zdwojoną energią i siłą. Wiedziałam też, że jak tak się stanie i powrócę do śpiewania, to chcę być solistką, która sama będzie decydować, kiedy, gdzie i jak będzie śpiewać. Na szczęście mój kolega z zespołu My, Janek, ułatwił mi zadanie. Był na tyle dobrym przyjacielem i człowiekiem, że powiedział: OK, jeśli chcesz być sama i w pojedynkę decydować, kiedy i gdzie chcesz śpiewać, to ja ci pomogę. Zrobię ci parę podkładów, które znacznie ułatwią ci realizację tego marzenia. Tak też się stało, a moja pasja do śpiewania ponownie eksplodowała, bo kiedy zbliżały się dożynki w Rozwadzy, sama zaproponowałam, że mogłabym na nich zaśpiewać. Efekt? Otrzymałam taką możliwość i na tyle dobrze się zaprezentowałam, że zaczęłam od tego momentu otrzymywać mnóstwo różnego rodzaju propozycji występów, z których chętnie korzystałam. Tak wyglądał mój udany comeback na scenę i do śpiewania.

 

W tym okresie dostałaś też propozycję pracy w mniejszości niemieckiej. Czy był to moment, w którym twoja kariera jeszcze bardziej nabrała tempa?

Owszem, ale wcześniej odbył się jeszcze konkurs Toby Sucht den Superstar, do którego się zgłosiłam, bo śpiewając solo, poczułam się pewniej i nabrałam przekonania, że także w konkursie sobie poradzę. Poza tym uwielbiałam i lubię nadal słuchać piosenek Toby’ego z München, bo byłam jego wielką fanką, ale… Finalnie tego konkursu nie wygrałam! Dlaczego? Toby przyznał mi specjalne wyróżnienie i powiedział: „Nie wygrasz, ponieważ zbyt dobrze znasz moje piosenki”. Ta argumentacja opornie do mnie docierała i do dzisiaj mu to wypominam. On jednak od tamtej chwili konsekwentnie powtarza, że podczas pamiętnego konkursu i tak byłam dla niego zwyciężczynią. Konkurs ten sprawił jednak, że usłyszała o mnie mniejszość niemiecka, dla której zaczęłam pracować i w efekcie czego otrzymałam możliwość wyjazdu na występ do Koblenz w Nadrenii-Palatynacie. Pokłosiem tego występu były nie tylko satysfakcja i radość z samego śpiewania i zobaczenia pięknego miasta, ale też znalezienie się w książce przygotowywanej przez mniejszość niemiecką pt. „Artyści mniejszości niemieckiej”. Do tego zaczęłam publikować swoje teksty w Wochenblatt.pl w rubryce zatytułowanej „Karolin Łunaczi”. Wszystko to razem miało działanie synergiczne. Stałam się jeszcze bardziej rozpoznawalną wykonawczynią, co przekuło się w otrzymywanie jeszcze większej liczby zaproszeń na różnego rodzaju imprezy. Wtedy też powiedziałam sama do siebie – chyba się ludziom podobam. A skoro tak, to powinnam nadal robić to, co robię, może nawet na jeszcze szerszą skalę i z większym przytupem niż dotąd.

 

Karolina Trela w studio internetowego Radia Śląsk.
Foto: K.T.

 

Mimo tego oraz faktu, że przez wiele lat skutecznie rozwijałaś się artystycznie, systematycznie polepszając swój warsztat, nie udało ci się doprowadzić do tego, aby nagrać płytę, o której marzyłaś i marzysz. Nie było ci też dane spróbować wejść na poważne listy przebojów konkretnych rozgłośni radiowych i telewizyjnych. Co twoim zdaniem było tego powodem? Co cię hamowało?

Niepewność i obawa, że może jednak nie jestem tak dobra jak inni i jak będę chciała wypłynąć na szersze wody ze swoją piosenką czy występem, to mogę się nie spodobać, ponieść porażkę, zostać odrzucona. Mimo to cały czas marzyłam, aby zrobić kolejny krok w karierze, ale potrzebowałam jakiegoś impulsu, który doda mi skrzydeł i otworzy furtkę do dalszej kariery.

 

 I ten impuls nastąpił.

Na szczęście tak! Dokładnie po wygraniu drugiej edycji konkursu na najpopularniejszego artystę mniejszości niemieckiej w Wochenblatt.pl. Stało się tak, pomimo że konkurencja była ogromna. Startowali w nim bowiem artyści o dużo bardziej ugruntowanej pozycji na rynku od mojej, bardziej znani i rozpoznawalni. Wielu z nich miało też bogatszy dorobek artystyczny od mojego, a mimo to zwyciężyłam! Jak bardzo się z tego powodu cieszę, jak olbrzymią mam satysfakcję, nie muszę chyba nikogo przekonywać.

 

Dla ciebie był to też nowy początek, bo wiele w twoim artystycznym życiu się zmieniło na plus.

Owszem. Moja kariera z miejsca nabrała kolorów, prędkości i jakości, zaczęło pachnieć sukcesem. Otóż zaraz po triumfie w konkursie Wochenblatt.pl zwrócił się do mnie Toby z München. To doskonale znany wokalista, a jednocześnie mój szef z agencji koncertowo-promocyjnej „Piosenka plus” zajmującej się promocją wykonawców oraz organizowaniem koncertów, której jest prezesem i właścicielem. Toby, a właściwie Tobias Thalhammer, choć miał i ma wspomnianą agencję, a w niej wytwórnię płytową – a ja dla niego też pracowałam i pracuję – to nigdy wcześniej nie zaproponował mi nagrania płyty. Sama natomiast nie miałam na tyle odwagi, aby z taką prośbą czy też propozycją się do niego zwrócić. Kiedy jednak wygrałam konkurs na najpopularniejszego artystę mniejszości niemieckiej, Toby sam przyjechał do mnie i powiedział: Żarty się skończyły, Podpisujemy umowę i tworzymy piosenki, płytę, teledyski. Idziemy do przodu! Nie zastanawiając się długo, podpisałam umowę z wytwórnią płytową „Piosenka plus”, a wokół mnie rozpętała się prawdziwa wrzawa, wręcz burza, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

 

Występy na żywo, bliski kontakt z publicznością, to żywioł Karoliny Treli.
Foto: K.T.

 

 Jak teraz wygląda twoje życie artystyczne i jakie są najbliższe plany?

Nagrywam piosenki, jeżdżę na zdjęcia, mam mnóstwo propozycji, planów, projektów, zaczyna mi wręcz brakować doby. Wiele z projektów jest już w trakcie realizacji i niebawem o nich usłyszycie, a nawet zobaczycie. Więcej jednak na chwilę obecną nie jestem upoważniona mówić, choć nadmienię, że w tych planach jest również telewizja i premiera mojej piosenki, która będzie prezentowana w języku niemieckim i w gwarze śląskiej. Utwór, o którym mówię, zaprezentuję też w plenerze na dużym koncercie bardzo poważnego wykonawcy promującego śląsko-niemiecką kulturę.

 

Tego nie da się ukryć – jesteś szczęśliwa.
Jestem bardzo, bardzo szczęśliwa, ale jeszcze raz muszę podkreślić, że wszystko to, co się tak pięknie w ostatnich miesiącach zadziało wokół mnie, to przede wszystkim efekt wygrania konkursu na najlepszego artystę mniejszości niemieckiej w Wochenblatt.pl. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Dlatego, korzystając z okazji, z całego serca dziękuję wszystkim czytelnikom Wochenblatt.pl, wszystkim moim fanom, sympatykom, którzy oddawali na mnie głosy, nie szczędząc swojego cennego czasu i pieniędzy. Pragnę też podziękować moim przyjaciołom, nauczycielom, rodzicom za to, że zawsze we mnie wierzyli, nigdy we mnie nie zwątpili i zawsze oferowali mi swoją bezinteresowną pomoc. Jesteście tacy kochani…

 

Show More