Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Uchodźca = terrorysta? To błąd!

Przewodniczący VdG Bernard Gaida (w środku)
Przewodniczący VdG Bernard Gaida (w środku)

Z Bernardem Gaidą, przewodniczącym Związku Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno-Kulturalnych w Polsce, o fali uchodźców, którzy przybywają do Europy, i związanymi z tym obawami, problemami oraz potrzebą pomocy i empatii rozmawia Krzysztof Świerc

 

Podczas wystąpienia na V Festiwalu Kultury Mniejszości Niemieckiej we Wrocławiu powiedział Pan, że po 70 latach Europa znów jest pełna uciekinierów, a my zostaliśmy wystawieni na próbę miłości, serca i rozumu. Zaapelował Pan także o szacunek i wezwał do zaniechania mowy nienawiści, nietolerancji i braku akceptacji. Czy to oznacza, że wraz z wjazdem tysięcy uchodźców do Europy nie ma Pan z tym związanych żadnych wątpliwości?

Europejskie wartości są dziś wystawione na najwyższą próbę, a jednocześnie niemal wszyscy dzięki tej sytuacji uświadamiają sobie, że w istocie mówimy o wartościach chrześcijańskich. Niedawno w Kamieniu Śląskim abp Alfons Nossol określił je takimi skrótami jak: miłosierdzie przed sprawiedliwością, tolerancja, ekumeniczna otwartość. Dzisiaj widać, że obrona wartości chrześcijańskich to dużo więcej niż obrona krzyża wiszącego na ścianie czy treść preambuły. Dlatego nie mam wątpliwości, że tylko Europa pochylająca się nad potrzebującymi obroni swoje wartości, a nawet je umocni. Na tej podstawie zaapelowałem również o zagubioną w Polsce solidarność i ostrzegałem przed przyrostem nietolerancji, braku akceptacji i mowy nienawiści. Niemcy w Polsce dziesiątki lat tego doświadczali, więc lepiej rozumiemy, jakie jest to zło.

 

Wielu Europejczyków boi się fali uchodźców i dostrzega w nich zaczątek tworzenia się w Europie nowego społeczeństwa – o innej tożsamości, religii i przyzwyczajeniach, co już bardzo widoczne jest na przykład we Francji, która ma z tym ogromny problem. Fakt ten budzi strach, a kiedy człowiek się boi, trudno o empatię i nie dotyczy to tylko szeregów PiS-u, patrz – Słowacja, Czechy, Węgry, a nawet Dania. Podziela Pan tę opinię?

Oczywiście, że dostrzegam problemy związane z falą uchodźców, ale bardzo źle jest, kiedy nieudolność polityków lub ich cynizm (a w Polsce mamy do czynienia z obydwoma zjawiskami) żeruje i podsyca lęki oraz ksenofobiczne zachowania. Poza tym Polska cierpi dziś na brak autorytetów, a tylko oni mają odwagę mówić o wartościach nawet wbrew poglądom większości. Strach faktycznie eliminuje empatię, a nawet rodzi agresję, dlatego też chrześcijański polityk musi działać odpowiedzialnie. Trzeba również w interesie naszych wartości i samych uchodźców odróżnić ich od imigrantów, a więc przestać generalizować, a już na pewno zatrzymać obłęd utożsamiania tych ludzi z terrorystami. Uchodźcom należy pomagać, dawać schronienie, ratować ich od śmierci i nie można kazać im wracać do krajów, gdzie w każdej chwili jakieś bombowce mogą zaatakować dom, a nawet szpital, jak miało to miejsce choćby kilka dni temu. Zdaję sobie sprawę, że Europa się zmieniła i zmienia nadal, ale czy z powodu imigrantów i ich religii?

 

Miriam Shaded, prezes zarządu Fundacji Estera, która pomaga chrześcijanom z Syrii, stwierdziła, że inwazja uchodźców na Europę to początek trzeciej wojny światowej i wojny cywilizacyjnej pomiędzy kulturą muzułmańską a chrześcijańską. Według Miriam Shaded muzułmanie mają na celu szerzenie islamu poprzez podbicie danego terenu, a ci, którzy nie chcą zmienić religii, są jej zdaniem przeważnie zabijani albo „łaskawie” wypędzani. Dla przykładu dodała, że takie prześladowania już mają miejsce w Syrii i dlatego postawę Europy wobec uchodźców uważa za naiwną! Te słowa budzą obawy, czy zasadne?

To pytanie wskazuje już na podstawowy problem – że uchodźcy są dla wielu tylko bezimienna masą, a to odpersonalizowanie jest zawsze złe. Pomagać potrzebującym nie jest naiwnością, ale zła jest też każda postawa ekstremalna – zarówno hasło „przyjmijmy wszystkich”, jak i hasło „nikogo nie przyjmujemy”. Jako chrześcijanina przeraża mnie też postawa wzywająca do selekcjonowania autentycznych uchodźców na bardziej lub mniej pożądanych. Zarówno chrześcijańska, jak i muzułmańska rodzina nie może być pozostawiona bez pomocy w sytuacji zagrożenia życia. Rannemu Żydowi w Ewangelii nie pomaga żaden jego współwyznawca, lecz obcy kulturowo Samarytanin, a on jest w naszej kulturze wzorcem miłosierdzia. Mamy natomiast prawo wymagać odpowiedzialności od rządzących, aby pomoc była nie tylko realna, na miarę potrzeb, ale i dobrze skierowana, godna oraz nie zagrażająca porządkowi społecznemu. Niestety niekompetencja władzy, tracenie energii na gorszące spory polityczne, wykorzystywanie nieszczęścia uchodźców w polskiej kampanii wyborczej sprawia, że zamiast dostrzegać nieszczęście, operujemy liczbami, za którymi nie widać losów ludzi. To właśnie ten targ polityczny jest źródłem większości obaw, wrogości i ksenofobii.

 

Przez wiele lat, a szczególnie od 11 września 2001 roku, czyli po ataku terrorystycznym na WTC w Nowym Jorku, zachodnie media, w tym polskie, kulturę i religię Bliskiego Wschodu i mieszkających tam ludzi pokazywały niemal wyłącznie od negatywnej strony, wręcz strasząc nas. Natomiast w ciągu kilku ostatnich tygodni te same media starają się to „odkręcić”, wzbudzić w Europejczykach do tej kultury miłosierdzie i zaufanie, a ci, którzy nie zdołali się tak błyskawicznie przestawić, są często wyszydzani. Mnie osobiście to irytuje i sądzę, że nie jestem w tym odosobniony, a co Pan o tym sądzi?

Nie zgadzam się z zawartą w pytaniu generalizacją mediów. Poważne media zawsze rozróżniały terrorystów od zwykłych muzułmanów. Zresztą obecna katastrofa humanitarna uświadamia, jak bardzo zakorzenione jest na Bliskim Wschodzie chrześcijaństwo, które korzeniami sięga czasów Chrystusa. Poza tym miłosierdzie nie dotyczy jakiejś opcji kulturowej, tylko konkretnych ludzi i ich krzywdy. Kilka tygodni temu osobiście obserwowałem transport 600 uchodźców przywiezionych z Monachium do Berlina i wbrew wielu mediom nie widziałem jakiejś przewagi młodych mężczyzn, lecz rodziny z dziećmi. Do tego po rozmowie ze znajomymi w chorwackim Osijeku dowiedziałem się także, że oni też widzą tam zmęczonych i zalęknionych rodziców z dziećmi, dlatego krytycznie patrzę na pracę dziennikarzy. A co do wyszydzania, to dzisiaj raczej widzę, że wyszydzani są ludzie i państwa, którzy jak ów Samarytanin udzielają pomocy lub do niej wzywają.

 

Głównym kierunkiem uchodźców są Niemcy. W związku z tym nie obawia się Pan, że RFN w końcu ugnie się pod tym ciężarem, a co za tym idzie – poziom życia nad Renem drastycznie spadnie, a tym samym w całej Unii Europejskiej?

Na całym świecie doskonale znana jest gospodarcza siła RFN, jej system socjalny, ale i społeczna postawa Niemców, których pomocy od dziesiątków lat doświadczają na świecie wszyscy, którzy znaleźli się w nieszczęściu. Myślę tu nie tylko o pomocy niemieckiego państwa, lecz również o ofiarności samych jego obywateli. Proszę przypomnieć sobie chociażby tysiące ton paczek, które w latach osiemdziesiątych minionego stulecia zalały Polskę, czy też skalę niemieckiej spontanicznej pomocy podczas powodzi, która w 1997 roku nawiedziła Polskę. Korzystając z okazji, dodam, że we wrześniu podczas wizyty w Berlinie widziałem Niemców, którzy z okolicznych domów wynosili uchodźcom koce, ubrania i jedzenie. Ta ogromna ofiarność kraju i ludzi jest wzruszająca, ale być może rzeczywiście zaczyna przerastać ich możliwości. Jednak od kilku miesięcy Niemcy zabiegają u swoich europejskich partnerów o solidarność w imię wspólnych wartości i niestety spotykają się z małostkowymi postawami i to zwłaszcza ze strony krajów, które najwięcej czerpią z unijnego budżetu, jak na przykład Polska, Czechy czy Słowacja. Pomimo tego wielkim wysiłkiem starają się opanować sytuację, a przy tym – w długofalowej perspektywie – analizować pozytywne skutki tej fali uchodźców. Mowa między innymi o poprawie sytuacji demograficznej, pozyskaniu brakujących gospodarce niemieckiej rąk do pracy, w tym wykształconych na Bliskim Wschodzie lekarzy czy inżynierów. A swoją drogą nie wiadomo tak naprawdę, czy spadnie poziom życia nad Renem. Osobiście tak nie uważam, a jeśli jeszcze stanie się wręcz odwrotnie, to będą się miały z pyszna te państwa, które do uchodźców obracają się plecami. Jeżeli zaś faktycznie standard życia spadnie, to czy takie ryzyko nie jest wpisane w samo sedno chrześcijaństwa? Kto powiedział, że „i grzesznicy okazują miłość tym, którzy ich miłują. I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to należy się wam nagroda?”.

 

Coraz częściej też spotykam się z opinią, że tak otwarta wobec fali uchodźców postawa Niemiec to wynik powojennych kompleksów, a nie zdrowego rozsądku i finalnie okaże się naiwnością przykrą w skutkach dla niemieckiego społeczeństwa, bo przybysze z Afryki bezwzględnie i bez skrupułów to wykorzystają? Jakie jest Pana zdanie w tej kwestii?

Dobro ma różne źródła. Jeśli ekspiacja i intensywna praca nad własną przeszłością przynosi dobre owoce, to należy się cieszyć, ale też innym życzyć, aby mieli odwagę do takich rozliczeń i wniosków. Niemcy nie od kilku miesięcy, ale od wielu lat mają bogate doświadczenia współżycia z innymi kulturami. Pamiętam, jak w latach boomu gospodarczego zaproszono do RFN Turków i wielu ludzi wróżyło wtedy Niemcom upadek, ale efekt był odwrotny. Z kolei w minioną sobotę obchodziliśmy 25 lat zjednoczenia Niemiec i nie brakowało opinii, że wszyscy do tego dopłacą i zbiednieją, ale nic takiego nie nastąpiło. Dlatego uważam, że Niemcy i tym razem sobie poradzą i wdrożą odpowiednie reguły wydalania tych, którzy nie są uchodźcami, oraz tych, którzy nie zaakceptują niemieckiego porządku prawnego i społecznego, ale… Zadra i rozczarowanie, które dzisiaj w stosunku do Polski daje się słyszeć w gronie polityków i zwykłych obywateli, też nieco zmieni entuzjazm, jakim Niemcy do tej pory darzyli Polskę i Polaków, przez co przymykali oko na wiele problemów. Reasumując – sądzę, że dobro w ostatecznym rozrachunku rodzi dobro, nawet jeśli ktoś chytrze nazywa je naiwnością.

Show More