Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Musieliśmy być lepsi, bo byliśmy inni / Wir mussten besser sein, weil wir anders waren

Henryk Ziegler

Z Henrykiem Zieglerem, założycielem pierwszych w Polsce niemieckich stowarzyszeń studenckich, rozmawia Anna Durecka.

 

Proszę opowiedzieć o swoim dzieciństwie. W jakim domu się Pan wychował? Czy język niemiecki był w nim obecny?

 

Moje dzieciństwo przypadało na lata siedemdziesiąte i to w całej opowieści jest kluczowe. To czasy, w których niełatwo było przyznawać się oficjalnie do swojej niemieckości. Dom mój był typowy, jakich wiele na Górnym Śląsku, może bardziej precyzyjnie – jak na Opolszczyźnie zamieszkanej przez Ślązaków. U nas w Raszowie żyliśmy w środowisku właściwie w 100% homogenicznym. Te same zwyczaje, ta sama historia, podobne problemy. W domu mówiło się właściwie wasserpolnisch. Oficjalnie z dziećmi nie rozmawiało się w języku niemieckim. Były to czasy, w których za to groziły konkretne szykany. Pamiętam, jak rodzice opowiadali o problemach dziewczynek sprzed kilku lat, z którymi babcia w domu rozmawiała wyłącznie po niemiecku. Po pierwszym dniu w przedszkolu stwierdziły w domu: „Wir verstehen die Pani überhaupt nicht” i zaczęły się problemy. Takie to były czasy. Ale oczywiście język niemiecki był drugim po wasserpolnisch językiem w domu. Był to język, którym posługiwali się nasi rodzice i oma, gdy chcieli przed nami, dziećmi, coś ukryć. Pamiętam to wyraźnie w okolicach Bożego Narodzenia, jak rozmawiali o prezentach. Wtedy szczególnie szpicowaliśmy z bratem uszy. Był to język wierszyków, piosenek i szprichwortów naszyj Omy i Mamy. Były to syndungi na Deutsche Welle słuchane przez Vatra. Były to coroczne bezuchy tantów i unklów z DDR, bo tam tylko mieliśmy rodzinę, z którymi domownicy rozmawiali wyłącznie po niemiecku. Jako dzieci chłonęliśmy ten język.

 

Kiedy zaczął Pan świadomie zastanawiać się nad swoją tożsamością? Czy zawsze zdawał Pan sobie sprawę ze swoich niemieckich korzeni?

 

Kiedy zacząłem zastanawiać się na swoją tożsamością? Trudne pytanie. Myślę, że był to raczej proces niż konkretny punkt w czasie. Ale to, że tu, na Śląsku, jesteśmy jacyś „inni”, to chyba stwierdziłem podczas pierwszego kontaktu z Polakami, chyba nauczycielami w szkole. Zawsze w styczniu musieliśmy przygotowywać gazetkę na temat wyzwolenia naszej wsi przez Armię Czerwoną, a Oma w domu twierdzi, że to właśnie ci wyzwoliciele spalili nasz dom rodzinny. Przed Wszystkimi Świętymi szkoła organizuje porządkowanie grobu powstańców śląskich, a Oma opowiada, jak to „chopy po sumie w niedziela musieli uciekać za Odra przed tymi puczistami”. To dawało do myślenia. Myślę, że poczucie odrębności odczułem bardzo wyraźnie podczas pierwszych dni w szkole średniej w Opolu, w latach osiemdziesiątych, kiedy to bardzo nieudolnie posługując się literackim językiem polskim, byliśmy na początku dziwnymi zjawiskami. Ale to nas tylko budowało, musieliśmy być lepsi, bo byliśmy inni. I ciekawostka: było nas dwóch Ślązaków w klasie, na maturze z języka polskiego były tylko dwie piątki…

 

Myślę również, że swojej prawdziwej tożsamości nie da się ukryć w pewnych momentach życia. Na przykład oglądając mecz z udziałem niemieckiej drużyny, zawsze jestem po jej stronie. A już najciekawsze są mecze pomiędzy Niemcami a Polską. Wtedy widać wyraźną linię podziału, nawet pomiędzy niemieckimi i polskimi Ślązakami.

 

Jak nauczył się Pan języka niemieckiego? W jakich sytuacjach znajomość niemieckiego okazała się atutem?

 

Niestety jestem z tego pokolenia, któremu nie była dana nauka języka niemieckiego w szkole. To tylko u nas, na Opolszczyźnie, nie można było kupić żadnego podręcznika do niemieckiego w księgarni. Później, już pod koniec szkoły średniej, pojawiła się telewizja satelitarna i nauka podczas oglądania programów. Następnie, podczas studiów, wyjazdy do pracy do Niemiec w czasie wakacji, kontakt z niemieckimi studentami w czasie tworzenia Studentische Verbindung Salia-Silesia, a teraz – wykorzystując język niemiecki podczas mojej codziennej pracy w niemieckiej firmie we Wrocławiu. Mogę śmiało stwierdzić, że moją pozycję zawodową, oczywiście oprócz inżynierskiego wykształcenia, zawdzięczam mojej znajomości niemieckiego.

 

Był Pan zaangażowany w niemieckie organizacje studenckie. Czy może Pan opowiedzieć, jak do tego doszło?

 

Na początku lat dziewięćdziesiątych byłem członkiem organizacji młodzieżowej w ramach Schlesische Jugend. My mieliśmy swoją grupę w Opolu, gdzie członkami byli wyłącznie studenci płci męskiej. Jednak często spotykaliśmy się w Zawadzie pod Pyskowicami z grupą zrzeszającą niemiecką młodzież z okolic Gliwic, gdzie towarzystwo było mieszane: chłopcy i dziewczęta. Mieliśmy wtedy do dyspozycji w Zawadzie starą kuźnię przerobioną na dom spotkań, która później służyła nam jako pierwszy „Verbindungshaus”. Nasza organizacja była czymś w rodzaju nieformalnej grupy samokształcenia. Pielęgnowaliśmy niemiecką kulturę, która dotychczas na Śląsku była zabroniona. Śpiewaliśmy piosenki, zwiedzaliśmy ciekawe miejsca na Śląsku, organizowaliśmy wykłady na temat historii Śląska, spotykaliśmy się z interesującymi ludźmi, uczestniczyliśmy w rozlicznych konferencjach w Niemczech itp. Krótko mówiąc – czuliśmy się ze sobą bardzo dobrze. Dopiero później powstała korporacja studencka AV Salia-Silesia zu Gleiwitz im CV. Zu Gleiwitz, bo spotykaliśmy się niedaleko Gliwic, ale już wtedy członkami byli studenci zarówno z Gliwic, jak i z Opola. Została wybrana pierwsza szarża: xx został Bbr. Peter Koperwas, xxx – Waldemar Kucznierz, FM – Christoph Wysdak, a pierwszym seniorem została moja skromna osoba. Pozostałymi członkami założycielami byli jeszcze: Martin Matheja, Gerhard Piechaczek, Marius Slotta, Manfred Wawrzynosek i Franz Ziegler.

 

Czy według Pana trudno być Niemcem w Polsce? Czy napotkał Pan jakieś negatywne reakcje związane ze swoim wyrażaniem niemieckości, mówieniem w języku niemieckim?

 

Myślę, że w poprzedniej epoce bycie Niemcem generowało wiele problemów w Polsce. Sytuacja pokojowego współżycia między nami od momentu zmiany systemu w Polsce stale się poprawia. Szczególnie po wstąpieniu do UE można zauważyć konkretną poprawę. Polacy zobaczyli, wyjeżdżając do innych krajów za pracą, że można gdzieś stanowić mniejszość i liczyć na wyrozumiałość i życzliwość większości. To chyba główny czynnik poprawy stosunków między nami. Oczywiście przed nami stała misja tłumaczenia naszym współmieszkańcom, że Niemiec to nie nazista ani hitlerowiec. Rozmawiamy z nimi o historii i kulturze tej ziemi. Mam jednak obawy co do przyszłości. Całkiem niedawno polityk PiS w Krapkowicach próbował przerwać koncert piosenki niemieckiej, nowa reforma szkolnictwa zdmuchnęła z powierzchni ziemi klasy bilingwalne razem z gimnazjami, można bez większych konsekwencji i przy ogólnym przyzwoleniu ze strony władz przyłożyć komuś za publiczne posługiwanie językiem niemieckim (patrz przypadek w Warszawie i w Łodzi). Ci sprawcy są traktowani jak patriotyczna awangarda. Mam obawy, że z wolna wraca stare. Nie dopuśćmy do tego!

 

***

 

Mit Henryk Ziegler, Begründer der polenweit ersten deutschen Studentenvereine, sprach Anna Durecka.

 

Erzählen Sie bitte über Ihre Kindheit. In was für einem Zuhause sind Sie aufgewachsen? War die deutsche Sprache dort präsent?

 

Meine Kindheit fiel grundsätzlich in die Siebzigerjahre und das ist bei der ganzen Geschichte ein Schlüsselmoment. Es waren eben Zeiten, in denen es nicht leicht war, sich offiziell zu seinem Deutschsein zu bekennen. Mein Zuhause war typisch, wie viele andere in Oberschlesien, genauer gesagt in dem von Schlesiern bewohnten Oppelner Land. Mein Lebensumfeld in Raschau war eigentlich zu 100 Prozent homogen. Gleiche Gepflogenheiten, gleiche Geschichte, ähnliche Probleme. Daheim wurde eigentlich Wasserpolnisch gesprochen, Deutsch hingegen nur „inoffiziell“, ganz besonders mit den Kindern. Es waren nun mal Zeiten, in denen ganz konkrete Schikanen dafür drohten. Meine Mutter hatte mir einmal erzählt, welche Probleme Mädchen bekamen, mit denen die Großmutter daheim nur Deutsch sprach. Nach dem ersten Tag im Kindergarten sagten sie zuhause: „Wir verstehen die Pani überhaupt nicht”. Dann gingen die Probleme los. So waren damals die Zeiten. Aber natürlich war Deutsch zuhause ganz generell die zweite Sprache nach Wasserpolnisch. Es war die Sprache, die unsere Eltern und unsere Oma benutzten, wenn sie etwas vor uns Kindern verbergen wollten. Ich erinnere mich daran noch deutlich aus den Tagen um Weihnachten herum, da redeten sie über Geschenke. Ich und mein Bruder spitzten damals immer ganz besonders die Ohren. Es war die Sprache von kleinen Gedichten, Liedern und Sprichwörtern unserer Oma und unserer Mutter. Es waren die Sendungen der Deutschen Welle, die unser Vater gern hörte. Es waren die alljährlichen Besuche von Tanten und Onkeln aus der DDR, denn nur dort hatten wir Verwandte, mit denen die Hausgenossen sich ausschließlich auf Deutsch unterhielten. Und wir Kinder nahmen dabei die Sprache gierig auf.

 

Wann haben sie bewusst angefangen, über Ihre Identität nachzudenken? Waren Ihnen schon immer Ihrer deutschen Wurzeln klar?

 

Wann ich angefangen habe, über meine Identität nachzudenken? Eine schwierige Frage. Ich denke, es war eher ein Prozess als ein konkreter Zeitpunkt. Aber dass wir hier in Schlesien irgendwie „anders” sind, stellte ich wohl schon bei meinen ersten Kontakten mit Polen fest, wohl mit Lehrern in der Schule. So mussten wir immer im Januar eine Wandzeitung zum Thema Befreiung unseres Dorfes durch die Rote Armee machen, während unsere Oma zuhause meinte, es seien just diese Befreier gewesen, die unser Familienhaus niederbrannten. Vor Allerheiligen ließ uns die Schule eine Grabstätte schlesischer (polnischer) Aufständischer pflegen – und die Oma wusste dazu zu berichten, wie „die Männer nach der Sonntagsmesse vor diesen Putschisten hinter die Oder fliehen mussten”. Das gab einem zu denken. Soweit ich mich erinnere, bekam ich in meinen ersten Tagen auf einer Oberschule in Oppeln in den Achtzigerjahren das Gefühl, anders zu sein, ganz deutlich zu spüren. Als einer derjenigen, die sich nur sehr unbeholfen der polnischen Hochsprache bedienten, war ich am Anfang ein merkwürdiges Phänomen. Das war aber eigentlich positiv, denn wir mussten besser werden, weil wir anders waren. Interessanterweise waren wir nur zwei Schlesier in der Klasse und beim Abitur gab es dann in Polnisch nur zwei Mal „sehr gut“…

 

Ich denke auch, dass man seine wahre Identität in bestimmten Momenten des Lebens gar nicht verbergen kann. Zum Beispiel, wenn ich mir ein Fußballspiel mit der deutschen Nationalmannschaft anschaue, bin ich immer auf ihrer Seite. Ganz interessant sind dabei Spiele zwischen Deutschland und Polen. Dann ist immer eine klare Trennungslinie auch zwischen deutschen und polnischen Schlesiern zu sehen.

 

Wie haben Sie Deutsch gelernt? Und in welchen Situationen hat sich Ihre Deutschkenntnis als Trumpf erwiesen?

 

Ich bin leider aus der Generation, der es nicht vergönnt war, Deutsch in der Schule zu lernen. Und nur bei uns im Oppelner Land war kein einziges Deutschlehrbuch in einer Buchhandlung zu kaufen. Später, schon gegen Ende meiner Oberschulzeit, kam das Satellitenfernsehen und damit ein Selbstlernen beim Anschauen der Programme. Während meines Studiums folgten dann Ferienreisen zur Arbeit nach Deutschland und Kontakte mit deutschen Studenten beim Aufbau der Studentischen Verbindung Salia-Silesia. Jetzt benutze ich die deutsche Sprache in alltäglicher Arbeit bei einer deutschen Firma in Breslau. Ich kann getrost sagen, dass ich meine berufliche Position, natürlich neben meiner Ingenieursausbildung, auch meiner Deutschkenntnis verdanke.

 

Sie haben sich in deutschen Studentenorganisationen engagiert. Wie kam es denn dazu?

 

 

Anfang der 90er-Jahre war ich Mitglied in einer Jugendorganisation im Rahmen der Schlesischen Jugend. Wir hatten unsere Gruppe in Oppeln, der nur männliche Studenten angehörten. Oft trafen wir uns aber in Zowade bei Peiskretscham mit einer Gruppe von deutschen Jugendlichen aus der Gleiwitzer Gegend, wo die Gesellschaft gemischt männlich-weiblich war. Uns stand damals in Zowade eine alte, zu einer Begegnungsstätte umgebauten Schmiede zur Verfügung, die uns später als erstes Verbindungshaus diente. Unsere Organisation war eine Art informelle Selbststudiengruppe. Wir pflegten die deutsche Kultur, welche in Schlesien bis dahin verboten war. Wir sangen Lieder, besuchten interessante Orte in Schlesien, organisierten Vorträge über die Geschichte Schlesiens, trafen mit interessanten Menschen zusammen, nahmen an zahlreichen Tagungen in Deutschland teil etc. Kurzum: Wir fühlten uns miteinander sehr wohl. Erst später entstand die Studentenverbindung AV Salia-Silesia zu Gleiwitz im CV. Zu Gleiwitz, denn wir kamen immer unweit von Gleiwitz zusammen, aber schon damals waren unsere Mitglieder sowohl Studenten aus Gleiwitz, als auch solche aus Oppeln. Es wurde die erste Charge gewählt: Bbr. Peter Koperwas wurde zum xx, Waldemar Kucznierz zum xxx, Christoph Wysdak zum Fuchsmajor und meine Wenigkeit wurde erster Senior. Die übrigen Gründungsmitglieder waren noch Martin Matheja, Gerhard Piechaczek, Marius Slotta, Manfred Wawrzynosek und Franz Ziegler.

 

Ist es Ihrer Ansicht nach schwierig, ein Deutscher in Polen zu sein? Sind Ihnen vielleicht auch negative Reaktionen begegnet, weil Sie sich offen zum Deutschtum bekennen und Deutsch sprechen?

 

Ich denke, es hat in der vorangegangenen Epoche noch viele Probleme generiert, ein Deutscher in Polen zu sein. Seit dem politischen Wandel in Polen hat das friedliche Miteinander hierzulande gute Fortschritte gemacht. Besonders seit dem EU-Beitritt ist eine ganz konkrete Verbesserung bemerkbar. Die Polen haben gesehen, dass sie als Arbeitnehmer in anderen Ländern dort ebenfalls eine Minderheit sind und auf Verständnis und Wohlwollen der Mehrheitsbevölkerung angewiesen sind. Das ist wohl der Hauptfaktor für das besser gewordene Verhältnis zwischen uns. Natürlich ist es unsere ständige Mission, unseren Mitbürgern zu erklären, dass ein Deutscher kein Nazi oder Hitlersohn ist. Wir sollten mit ihnen über die Geschichte und Kultur unserer Heimat sprechen. Ich habe allerdings Befürchtungen hinsichtlich der Zukunft. So hat beispielsweise erst kürzlich ein Politiker der PiS in Krappitz versucht, ein Konzert mit deutschen Liedern zu unterbrechen, die neue Schulreform hat bilinguale Klassen zusammen mit den Gymnasien weggefegt, man darf auch ohne nennenswerte Konsequenzen und bei allgemeiner Duldung seitens der Behörden jemanden verhauen, der in aller Öffentlichkeit Deutsch spricht (siehe die Fälle in Warschau und Lodz). Diese Täter werden als patriotische Avantgarde angesehen. Ich befürchte, dass nun langsam wieder das Alte zurückkehren könnte. Lassen wir das nicht zu!

Show More