Z Bernardem Gaidą, przewodniczącym VdG, rozmawia Krzysztof Świerc.
Die deutsche Fassung finden Sie unten.
Wybory w poszczególnych landtagach (w Meklemburgii-Pomorzu Przednim i Berlinie) pokazują, że CDU traci w Niemczech popularność i to m.in. na rzecz największego wroga polityki tej partii – AfD. Głównym tego powodem wydaje się polityka migracyjna kanclerz Angeli Merkel, która z tego powodu staje w coraz większym ogniu krytyki we własnym kraju. Pokazał to też 3 października, kiedy to w Dzień Zjednoczenia Niemiec w Dreźnie było z tego powodu nieprzyjemnie dla pani kanclerz, słusznie?
Na politykę w Niemczech nie można patrzeć przez pryzmat ulicy. Niemcy, zwłaszcza zachodnia część, w przeciwieństwie do Polski to politycznie świadome społeczeństwo, analizujące programy, posiadające ugruntowane poglądy nie tylko polityczne, ale też etyczno-moralne. Tylko niewielka część kieruje się chwilowymi emocjami czy nastrojami ulicy. A fakty są takie, że ceniony Instytut FGW (Forschungsgruppe Wahlen e.V.) w swoim Politbarometer z 23 września ogłosił, że gdyby wybory do Bundestagu odbyły się dwa tygodnie temu, to CDU zyskałaby 33 procent poparcia, a SPD 22 procent. Oczywiście AfD otrzymałaby też dwucyfrowy wynik: 13 procent, lecz porównując sondaże w Polsce, partia PiS, sprawująca samodzielnie rządy, cieszy się mniej więcej takim samym poparciem jak obecnie CDU w Niemczech. Oczywiście jest to znaczący spadek, gdyż w 2013 roku wygrała ona wybory z wynikiem niemal 42 procent, ale biorąc pod uwagę skalę problemów i zadań, z jakimi zmagają się Niemcy i obecna koalicja, trzeba uznać, że społeczeństwo tę skalę uwzględnia i nadal obdarza CDU największym zaufaniem. Jest też wyjątkowo odporne na populistyczne hasła, skoro ponad 70 procent uważa, że wejście AfD do Bundestagu będzie miało wpływ na pogorszenie polityki. Jeszcze inaczej wygląda to, gdy spytano o kandydatów na kanclerza. Otóż kolejną kadencję Angeli Merkel jako dobre dla Niemiec rozwiązanie widzi 54 procent respondentów. Trzeba dodać, że według tego instytutu pani Merkel w ostatnim czasie wyraźnie zyskuje na uznaniu. Jak widzimy, nie są to wyniki, które odpowiadają atmosferze z Drezna o jakiej pan wspomniał.
Kanclerz powiedziała niedawno, że nie chce, aby powtórzyła się sytuacja z ubiegłego roku, kiedy to do Niemiec przyjechały setki tysięcy imigrantów. Zaznaczyła jednak, że podnoszony przez część obywateli postulat zamknięcia granic, szczególnie dla muzułmanów, jest sprzeczny z niemiecką konstytucją, międzynarodowymi zobowiązaniami Niemiec, etycznym fundamentem CDU oraz jej osobistymi przekonaniami, dlatego polityki migracyjnej nie zmieni! Nie jest to taktyka politycznego kamikadze?
Mężowie stanu tym różnią się od polityków, że mają odwagę być wierni zasadom i nie ulegać presji opinii społecznej. Ale też mają zdolność patrzenia dalej niż do następnych wyborów i szerzej niż we własnym interesie. Nie zmieniają poglądów w wyniku jednego „czarnego protestu”. W tym kontekście pani Merkel, ale też społeczeństwo niemieckie nie zatrzymało się na pytaniu, czy dawać schronienie uchodźcom. Wysokie standardy moralne w Niemczech sprawiają, że poza pewnym marginesem nikt nie stawia konieczności przyjęcia ludzi potrzebujących pomocy pod znakiem zapytania. Dyskusja dotyczy jedynie sposobu, w jaki to robić, a krytyka dotyczy błędów, jakie na tej drodze popełniono, ale nie zasady. I znów konkret: „Der Spiegel” we wrześniu przeprowadził badanie, z którego wynika, że aż 82 procent obywateli oczekuje zmian, ale tylko 28 procent chce całkowitej zmiany polityki migracyjnej, a 54 procent oczekuje jedynie korekty. Z polskich mediów wyłania się obraz Niemców, którzy podobnie jak Polska całkowicie chcieliby odmówić przyjmowania uchodźców i migrantów, a tak nie jest. Wrażliwość na los innych jest tam na poziomie, który umożliwia to, czego doświadczyliśmy w minioną niedzielę, kiedy prezydent Joachim Gauck swoim autorytetem w specjalnym orędziu do narodu zwrócił się do obywateli o wsparcie dla organizacji Deutsche Welthungerhilfe. Czy to do pomyślenia w Polsce? Faktem jest, że Niemcy wyznaczają dziś bardzo wysokie standardy moralne i nie mam tu na myśli jedynie polityków, stąd pani Merkel generalnie nikt nie zarzuca wierności zasadom. Ale też dzięki temu dość niestandardowo właśnie ją papież Franciszek wyraźnie nazwał „człowiekiem dobrej woli”.
Posłanka CDU Bettina Kudla napisała na Twitterze, że w Niemczech rozpoczął się proces zmiany etnicznej, przez co stanęła w potężnym ogniu krytyki. Jaki będzie tego finał, zobaczymy, ale… Skoro zaczęły padać już aż tak ostre określenia w tak politycznie poprawnym kraju jak Niemcy, to czy pana zdaniem nie jest najwyższy czas na to, by jednak wprowadzić choćby korekty do obranego kursu polityki migracyjnej RFN?
Moim zdaniem od samego niemal początku, a przynajmniej od uświadomienia sobie skali zjawiska, polityka ta jest stale poddawana korektom. Ale też widziana jest we właściwych proporcjach, a to znaczy, że problem uchodźców i migrantów w Europie jest tylko ostatnim ogniwem łańcucha, którego początek leży czasowo i geograficznie gdzie indziej. Dziś Niemcy są absolutnym przywódcą światowym, a na pewno europejskim, w zakresie prób szukania globalnych rozwiązań tego kryzysu. O ile inne państwa nadal skupiają się na udziale w walce o przywództwo na Bliskim czy Środkowym Wschodzie (patrz bombardowanie Aleppo), o tyle Niemcy niebywałą akcją dyplomatyczną starają się zawrzeć porozumienia, ale też wesprzeć państwa, z których trafiają do Europy zdeterminowani ludzie, by zahamować to parcie na granice europejskie. To nie dotyczy jedynie Turcji, ale też Afryki Północnej. W minioną niedzielę kanclerz Angela Merkel była w Mali, aby i tam działać u źródła. Poza Niemcami nikt wydaje się tego nie robić, a nawet nie ma pomysłu, więc politycy wielu krajów europejskich z wdzięcznością wspierają, a nawet oczekują, że Niemcy to przywództwo nadal poprowadzą. Efekty tej akcji służą wszystkim państwom UE, bo dają możliwość humanitarnego łagodzenia skutków wojny i głodu w krajach sąsiadujących z konfliktami, możliwość odsyłania uchodźców bez prawa do azylu, a co najważniejsze – tworzenia perspektywy na znośne życie w krajach, z których ludzie uciekają.
Kilka tygodni temu Angela Merkel stwierdziła, że jej hasło „Damy radę”, wypowiedziane po raz pierwszy pod koniec sierpnia 2015 r., stało się „pustym sloganem” i działa na niektórych prowokująco, przez co najchętniej przestałaby go używać. Być może jest to jednak w jakimś stopniu początek zmiany kursu?
Powtórzę: polityka migracyjna od miesięcy poddawana jest korektom i tak będzie nadal. Papież w Krakowie do polskich polityków powiedział: „… potrzebna jest gotowość przyjęcia ludzi uciekających od wojen i głodu, solidarność z osobami pozbawionymi swoich praw podstawowych, w tym do swobodnego i bezpiecznego wyznawania swojej wiary. Równocześnie należy zabiegać o współpracę i koordynację na poziomie międzynarodowym w celu znalezienia rozwiązania konfliktów i wojen, które zmuszają wielu ludzi do opuszczenia swoich domów i ojczyzny”. Wydaje się, że adresaci tego nie usłyszeli, a Niemcy to właśnie realizują.
Mit dem VdG-Vorsitzenden Bernard Gaida sprach Krzysztof Świerc.
Die Landtagswahlen in Mecklenburg-Vorpommern und Berlin haben gezeigt, dass die CDU in Deutschland an Popularität verliert, und das u.a. an den größten politischen Feind dieser Partei – die Alternative für Deutschland (AfD). Die Hauptursache dafür scheint die Migrationspolitik von Kanzlerin Angela Merkel zu sein, die deswegen zunehmend im Feuer der Kritik im eigenen Land steht. Das zeigte auch der 3. Oktober, als es für die Bundeskanzlerin zum „Tag der Deutschen Einheit“ recht unangenehm in Dresden zuging. Zu Recht?
Man darf die Politik in Deutschland nicht aus der Perspektive der Straße betrachten. Die Deutschen, insbesondere im westlichen Teil der Bundesrepublik, sind im Gegensatz zu Polen politisch bewusst und setzen mehrheitlich auf Programme, hinter denen politisch, aber auch ethisch und moralisch fundierte Ansichten stehen. Nur ein kleiner Teil lässt sich von augenblicklichen Emotionen oder Straßenstimmungen lenken. So hat das angesehene Institut FGW (Forschungsgruppe Wahlen e.V.) in seinem Politbarometer vom 23. September bekanntgegeben, dass die CDU bei einem Bundestagswahltermin vor zwei Wochen 33 Prozent Unterstützung bekommen hätte. Bei der SPD wären es 22 Prozent gewesen. Natürlich hätte auch die AfD einen zweistelligen Wert erreicht, und zwar 13 Prozent. Vergleicht man das mit Wahlumfragen in Polen, erfreut sich hierzulande die allein regierende PiS einer ungefähr gleich hohen Unterstützung wie derzeit die CDU in Deutschland. Es gibt zwar mittlerweile einen erheblichen Rückgang, denn im Jahr 2013 hatte die CDU mit knapp 42 Prozent die Wahlen gewonnen, aber wenn man bedenkt, wie umfassend die aktuellen Probleme Deutschlands und der jetzigen Koalition sind, so muss man davon ausgehen, dass die Bevölkerung das Ausmaß der Probleme erkennt und der CDU nach wie vor das größte Vertrauen schenkt. Man ist auch sehr resistent gegen populistische Parolen, denn mehr als 70 Prozent sind der Meinung, dass der Einzug der AfD in den Bundestag zu einer Verschlechterung der Politik beitragen wird. Noch anders sieht das in den Umfragen aus, wenn es um die Kanzlerkandidaten geht. So sehen 54 Prozent der Befragten eine weitere Amtszeit von Angela Merkel als eine gute Lösung für Deutschland. Dem FGW-Institut zufolge gewinnt Frau Merkel zuletzt sogar deutlich an Anerkennung. Wie man sieht, entsprechen diese Ergebnisse nicht der von Ihnen erwähnten Atmosphäre in Dresden.
Die Kanzlerin sagte kürzlich, sie wolle keine Wiederholung der Situation vom Vorjahr, als „hunderttausende“ Zuwanderer nach Deutschland kamen. Wie sie jedoch betonte, sei die von Teilen der Bevölkerung vorgebrachte Forderung nach einer „Schließung der Grenzen, ganz besonders für Muslime“, nicht vereinbar mit dem deutschen Grundgesetz, mit internationalen Verpflichtungen Deutschlands, dem ethischen Fundament der CDU und auch mit ihren persönlichen Überzeugungen. Deshalb werde sie ihre Einwanderungspolitik nicht ändern! Ist dies nicht eine politische Kamikaze-Taktik?
Staatsmänner und Staatsfrauen unterscheiden sich von Politikern darin, dass sie den Mut haben, ihren Grundsätzen treu zu bleiben, und sie geben auch unter öffentlichem Druck nicht nach. Sie haben aber auch die Fähigkeit, weiter zu sehen als nur bis zu den nächsten Wahlen, und auch breiter als nur im Eigeninteresse. Sie ändern ihre Ansichten nicht nach einem einzigen „schwarzen Protest”. In diesem Kontext ist Merkel, aber auch die deutsche Bevölkerung, nicht bei der Frage steckengeblieben, ob man den Flüchtlingen Zuflucht gewähren sollte oder nicht. Die hohen moralischen Standards in Deutschland bewirken, dass außer bestimmten Randgruppen niemand die Notwendigkeit in Frage stellt, Hilfsbedürftige aufzunehmen. Die Diskussion dreht sich lediglich darum, wie das am besten zu tun ist, und die Kritik bezieht sich auf die Fehler, die man auf diesem Weg gemacht hat, nicht aber auf das Prinzip. Und noch etwas Handfestes: Der „Spiegel” hat im September eine Erhebung durchgeführt, aus der hervorgeht, dass zwar 82 Prozent der Bundesbürger Änderungen erwarten, aber nur 28 Prozent einen grundsätzlichen Kurswechsel in der Migrationspolitik wollen, während 54 Prozent nur Korrekturen erwarten. Polnische Medien zeichnen ein Bild der Deutschen, die ähnlich wie Polen eine Aufnahme von Flüchtlingen und Migranten komplett untersagen möchten. Das stimmt aber nicht. Die Sensibilität für das Schicksal anderer Menschen ist dort auf einem Niveau, das möglich macht, was wir am vergangenen Sonntag erlebt haben, als Bundespräsident Joachim Gauck in seiner Rede an die Nation die Bürger um eine Unterstützung für die Deutsche Welthungerhilfe aufforderte. Wäre das in Polen denkbar? Tatsache ist, dass Deutschland heute einen sehr hohen moralischen Standard setzt, und ich meine damit nicht nur die Politik. Daher wird Frau Merkel ihre Prinzipientreue von kaum jemandem übelgenommen. Aber auch deshalb hat Papst Franziskus sie etwas unkonventionell und dabei ganz deutlich als „einen Menschen guten Willens” bezeichnet.
Die CDU-Abgeordnete Bettina Kudla schrieb neulich auf Twitter, dass in Deutschland ein ethnischer Austausch begonnen habe, wodurch sie ganz gewaltig ins Feuer der Kritik geraten ist. Was letztlich daraus wird, bleibt abzuwarten. Aber wenn in einem so politisch korrekten Land wie Deutschland bereits solche Formulierungen zu hören sind, wäre es Ihrer Meinung nach nicht sinnvoll und sogar höchste Zeit, doch zumindest Korrekturen am bisherigen Kurs der deutschen Migrationspolitik vorzunehmen?
Die Migrationspolitik wird meines Erachtens nahezu von Anfang an, spätestens seit man sich um das Ausmaß des Phänomens im Klaren ist, ständigen Korrekturen unterzogen. Sie wird aber auch in angemessenen Proportionen gesehen, d.h. das europäische Flüchtlings- und Migrantenproblem ist nur das letzte Glied einer Kette, die zeitlich und geografisch woanders ihren Anfang nimmt. Deutschland ist heute weltweit und ganz bestimmt europaweit absolut führend bei der Suche nach globalen Lösungen dieser Krise. Während die einen Staaten sich nach wie vor auf ihren Führungskampf Nahen Osten (siehe Bombardierung von Aleppo), versucht Deutschland in einer nie dagewesenen diplomatischen Aktion, Vereinbarungen zu schließen, aber auch diejenigen Staaten zu unterstützen, aus denen wild entschlossene Menschen nach Europa kommen, um diesen Drang an die europäischen Grenzen zu stoppen. Es geht hier nicht nur um die Türkei, sondern auch um Nordafrika. Bundeskanzlerin Angela Merkel war am vergangenen Sonntag in Mali, um auch dort an der Quelle zu agieren. Außer Deutschland scheint niemand dasselbe zu tun, ja es gibt nicht einmal konstruktive Vorschläge. In vielen europäischen Ländern wird daher seitens der Politik dankbar begrüßt oder gar erwartet, dass Deutschland diese Führungsrolle weiterhin tragen will. Die Ergebnisse dieser Aktion kommen allen EU-Staaten zugute, denn es bietet sich dadurch die Möglichkeit, die Folgen von Krieg und Hunger in den an die Konfliktherde grenzenden Ländern auf humanitäre Weise zu mildern, die nicht asylberechtigten Flüchtlinge zurückzuschicken und allen voran eine Perspektive für ein erträgliches Leben in den Ländern, aus denen diese Menschen fliehen, zu schaffen.
Angela Merkel hat vor einigen Wochen gesagt, dass ihr Ausspruch „Wir schaffen das“, dne sie erstmals im August 2015 äußerte, inzwischen zu einer „leeren Slogan“ geworden sei, der auf manch einen provozierend wirkt, so dass sie ihn am liebsten nicht mehr benutzen würde. Vielleicht bekommen wir also doch einen Kurswechsel?
Ich möchte wiederholen: Die Migrationspolitik wird seit Monaten ständigen Korrekturen unterzogen und man will das auch weiter tun. Der Papst hat in Krakau an polnische Politiker gesagt: „…wichtig ist die Bereitschaft zur Aufnahme von Menschen, die vor dem Krieg und Hunger fliehen, zur Solidarität mit denjenigen, die ihrer Grundrechte beraubt worden sind, darunter des Rechts auf eine freie und sichere Ausübung ihres Glaubens. Zugleich gilt es, sich international um Zusammenarbeit und Koordination zu bemühen, die Lösungen für die Konflikte und Kriege zu finden, die viele Menschen dazu zwingen, ihre Häuser und ihre Heimat zu verlassen.” Wie es scheint, haben die Adressaten dies überhört, während Deutschland gerade dabei ist, es umzusetzen.