Czyje święto?
W ostatnich dniach Internet pełen był postów związanych z 11 listopada. Na wielu śląskich stronach zastanawiano się nad tym, czy na Śląsku powinny się w ogóle odbywać obchody tego dnia. Jest to reakcja na sposób, w jaki w Polsce traktuje się historię. W kraju, który jest złożony z części tak różnych historycznie, nie da się centralnie uzgodnić historii. Obchody rocznicy odzyskania niepodległości na ziemiach, które w Polsce znalazły się dopiero 27 lat później w wyniku zupełnie innych wydarzeń, sprawia, że wielu te obchody uważa za „nie swoje święto”. A wokół nas na niezniszczonych pomnikach setki nazwisk poległych z lat 1914–1918. Warto nie okradać historii z jej lokalnego, bardziej autentycznego, wymiaru. Wystarczy zapytać, co się wydarzyło tego dnia i dlaczego ten dzień świętują oficjalnie także Francja, Belgia, Nowa Zelandia, ale właściwie w jakiś sposób każdy z krajów, które walczyły czy też zdobyły swoją niepodległość w wyniku I wojny światowej.
Obrazowo powiem, że w miniony poniedziałek także mój znajomy Łotysz pochodzenia niemieckiego zapalał znicze pod pomnikiem weteranów. Otóż to! Właśnie wtedy w Compiegne, w pamiętny dla świata poniedziałek, po całonocnych negocjacjach o 5.20 podpisano w jednym z wagonów kolejowych (należących do Orient Expressu) rozejm kończący wielką wojnę. Tego dnia o godzinie 11.00 ustały walki. Już nikt więcej nie zginął. Wielki powód do świętowania dla wszystkich pod warunkiem, że nada mu się taką treść. W Polsce pomija się milczeniem tę wielką międzynarodową wspólnotę ludzi opłakujących tego dnia miliony poległych ze wszystkich stron wojny i sławiących zgodę, nadając tej rocznicy wyłącznie polski i narodowy charakter. Dlatego wielu na Śląsku odczuwa obcość tej treści obchodów.
Ale nawet jeśli stawia się jedyny akcent na fakcie przekazania w Warszawie 11 listopada 1918 r. przez Radę Regencyjną władzy „Brygadjerowi Józefowi Piłsudskiemu”, to należy też podkreślić, że działała ona na skutek procesu uruchomionego w Pszczynie/Pless na niemieckim Śląsku 5 listopada 1916 r. Wtedy władze niemieckie i austro-węgierskie podpisami gubernatorów von Beselera i Kuka zadeklarowały utworzenie niepodległego Królestwa Polskiego z własnym rządem, wojskiem, administracją itd. W styczniu 1917 r. w myśl tej deklaracji zaczęła działać tymczasowa Rada Stanu, a od września 1917 r. Rada Regencyjna. Józef Piłsudski w Warszawie mógł się pojawić, gdyż po to 6 listopada władze Niemiec uwolniły go z więzienia w Magdeburgu, w którym w komfortowych warunkach przebywał od 22 lipca 1917 r. Zacznijmy mówić i o powszechnie nieznanej pozytywnej roli Niemiec w procesie powstania niepodległej Polski w 1918 r.
Bernard Gaida