Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Krzyk rozpaczy

To, co zapamiętamy po tegorocznym Grand Prix Francji, to z pewnością przeciągłe „Nieeee!!!”, które do mikrofonu w swoim kasku wykrzyczał Charles Leclerc. Młody Monakijczyk zamiast przekroczyć jako pierwszy linię mety, wylądował poza torem. I zamiast oglądać flagę w szachownicę, zobaczył oddalające się szanse na mistrzostwo świata. Aktualnie bliżej mu do 3. miejsca w klasyfikacji kierowców niż do numeru 1.


– To był mój błąd. Występuję na najwyższym poziomie w mojej karierze, ale jeśli ciągle będę robił takie błędy, to nie ma sensu. Tracę przez to zbyt wiele punktów – powiedział po wyścigu załamany Charles Leclerc. Trudno się dziwić Monakijczykowi, bo właśnie zamiast nadrobić 7 oczek straty do Maxa Verstappena, stracił 25, i to w wekeend, który układał się naprawdę nieźle. Do ideału jednak brakowało, bo już na początku weekendu do kibiców Ferrari dotarły złe wieści. Z powodu wymiany silnika (po tym jak poprzedni spłonął w Austrii) wiadomo było, że Carlos Sainz wystartuje z ostatniego pola (ostatecznie „uratował” go Kevin Magnussen, który również przekroczył limity wymiany części). Jednak ten problem rozstrzygnięto na korzyść zespołu i Hiszpan został wykorzystany taktycznie. W kwalifikacjach podczas Q3 wytwarzał „cień aerodynamiczny”, który pozwolił jego koledze na wywalczenie pole position.

Charles Leclerc (im Auto) war am Boden zerstört.
Foto: Jen Ross/Wikipedia

To był jego błąd
Wydawało się, że strategia przyniesie skutek, bo Monakijczyk wystartował z pierwszego pola znakomicie. Przez kilka okrążeń świetnie bronił się przed atakami Maxa Verstappena i blokował go w strefach DRS. Wydawało się nawet, że odzyskuje kontrolę nad wyścigiem, bo w pewnym momencie Holender „wypadł” z tej strefy. Problem pojawił się w momencie pierwszego okna pit-stop. Goniący go przeciwnik zjechał jako pierwszy, licząc na uzyskanie przewagi po wszystkich zmianach. Ten manewr, a raczej brak szybkiej reakcji jego inżynierów, zdenerwował kierowcę Ferrari. Popełnił błąd techniczny i wypadł z toru. Początkowo pojawiły się komentarze, że zawiodła mechanika, ale szybko wyprostowano te przypuszczenia. – Nie było żadnego problemu z przepustnicą, to nie było nic związanego z Austrią. Charles popełnił błąd, co miało prawo się wydarzyć. Nie zmienia to faktu, że to bardzo dobry kierowca, wręcz fantastyczny. Jednak w tej sytuacji to był jego błąd – powiedział Mattia Binotto.
Dobre wytłumaczenie szefa teamu i świetna taktyka podczas kwalifikacji zostały jednak zmazane przez kolejne decyzje. Pierwsza była w momencie, kiedy zarządzono zjazd Carlosa Sainza do boksu, gdy… wyprzedzał rywala. Oczywiście tłumaczono tę decyzję zużyciem opon, ale… Trudno już wytłumaczyć to, co stało się w garażu. Wypuszczono Hiszpana tuż przed bolidem Alexa Albona, co zaowocowało karą 5 sekund. W jednym z popularnych serwisów społecznościowych trwa obecnie zabawa w stworzenie teamu idealnego. Wszyscy uczestnicy, którym na szefa teamu trafia się ten z Ferrari, są załamani. To nie przypadek.

Podium z aferą w tle
Po raz pierwszy w tym sezonie dwójka kierowców Mercedesa stanęła na podium. Coraz lepiej spisuje się Lewis Hamilton, którego bolid dorównuje rywalom z Red Bulla i Ferrari. Z kolei George Russell (z małą pomocą błędu technicznego) wyprzedził Sergio Péreza, a później świetnie bronił się przed jego atakami. – Za nami naprawdę ciężki wyścig, bo pojemnik na płyny przestał działać. Z drugiej strony jednak cóż za wspaniały wynik, biorąc pod uwagę, jak daleko byliśmy od naszych rywali w trakcie tego weekendu. Niezawodność to wspaniały atut mojego zespołu. Ogromne gratulacje dla dwóch naszych fabryk oraz całej ekipy na torze. Bez was nie byłoby tego podium. Także George wykonał dzisiaj fantastyczną pracę – mówił Lewis Hamilton, który z powodu wspomnianego błędu stracił 3 kilogramy wagi. – Musimy zachować pokorę. W tej chwili nasz bolid nie jest wystarczająco konkurencyjny, byśmy mogli prowadzić walkę z kierowcami z czołówki. Zawsze przemawia przeze mnie lekki pesymizm, ale w tym przypadku fakty są oczywiste. Brakuje nam sześć lub siedem dziesiątych sekundy – stwierdził szef ekipy Toto Wolff. Jednak Austriak musi się przygotować na zdecydowanie poważniejsze wyzwania. Wszystko przez wstępne oświadczenie FIA. Federacja zamierza zmienić przepisy na sezon 2023. Oficjalnie tłumaczy się to względami bezpieczeństwa, ale zupełnie inne nastroje można odczuć w padoku F1.

Rywale protestują
Rywale niemieckiej ekipy mówią wprost, że pomysły związane z zawieszeniem mają bezpośrednio sprzyjać ekipie Mercedesa. Szefowie sześciu zespołów (Red Bull Racing, Ferrari, Alpha Tauri, Alfa Romeo, Haas i Williams) mają zamiar oprotestować zmiany. – Jesteśmy na zbyt późnym etapie sezonu, aby wprowadzać zmiany. Myślę, że prezydent FIA w całej sytuacji postępuje dość roztropnie, bo zbiera informacje każdej ze stron. Mam nadzieję, że uda się znaleźć rozsądne rozwiązanie. Jest bowiem za późno na fundamentalne zmiany w przepisach na sezon 2023. To jest tak banalne. Podskakuje ci bolid? Ustaw wyżej zawieszenie. My przez cały rok nie mieliśmy z tym problemu. Tylko jedna ekipa go ciągle ma. W F1 mamy najlepszych inżynierów na świecie i mogę wam zagwarantować, że gdy nadejdzie nowy sezon, to nie będzie bolidów z tym problemem, bo każdy to rozwiąże – ocenił sytuację Christian Horner, szef Red Bulla. Zdecydowanie bardziej zdecydowany był szef Ferrari. – Nie ma powodu, aby wszystko klasyfikować jako problem związany z bezpieczeństwem. Większość zespołów od dawna ma podskakiwanie pod kontrolą. Dodatkowo w Belgii wejdą w życie nowe limity, które to ograniczą. Jeśli bolidy będą spełniać wymogi nowej dyrektywy technicznej, to znaczy, że są bezpieczne. Jeśli z kolei nie ma argumentu dotyczącego bezpieczeństwa, to należy ewentualne zmiany głosować z wykorzystaniem normalnego trybu – stwierdził Mattia Binotto, który nieoficjalnie mówi nawet o procesie sądowym.

Rafał Kempa

Show More