Wrześniowa powódź bardzo mocno doświadczyła południowo-zachodnią część Polski, w tym m.in. powiat prudnicki w województwie opolskim. Doświadczyła go na tyle mocno, że do dzisiaj walczy on ze skutkami „wielkiej wody”. Czy i jak sobie radzi – w rozmowie z Krzysztofem Świercem mówi wicestarosta powiatu prudnickiego z ramienia mniejszości niemieckiej Janusz Siano.
– Jak mocno, pana zadaniem, ostatnia powódź doświadczyła powiat prudnicki?
– Jest to kwestia odniesienia. Jeśli spojrzymy na ościenne powiaty, np. nyski, gdzie potwornie zdewastowane zostały Głuchołazy, Jarnołtówek czy sama Nysa, to w mojej ocenie nas „wielka woda” w jakimś stopniu oszczędziła. Niemniej należy jasno powiedzieć, że w powiecie prudnickim straty są poważne, a przeliczając je na koszty finansowe – wręcz ogromne.
– Ogromne, czyli…?
– Trudno jednoznacznie sprecyzować, bo dane dotyczące strat ciągle się zmieniają. Przed sobą mam ostatnią aktualizację, tzw. zbiorówkę skalkulowanych wszystkich strat, które zostały podparte protokołami opracowanymi przez specjalne komisje do ich oszacowania. Wynika z nich, że na obecną chwilę, a zatem na początek listopada, powiat prudnicki łącznie ze swoimi wszystkimi gminami ma straty oszacowane na łączną kwotę ponad 194 mln zł.
– To prawie 200 mln zł! W jakim procencie udało się do tej pory uporządkować powiat prudnicki i powrócić do normalności?
– Jeśli chodzi o mienie powiatowe, bo na takim poziomie mogę się wypowiadać, sytuacja jest ustabilizowana. Nie ma u nas zamkniętych mostów czy braku możliwości przejazdu. Mamy natomiast, i to w olbrzymim procencie, zniszczoną ważną dla nas drogę powiatową relacji Pokrzywna – Łąka Prudnicka. Wymyło na niej całe odcinki, w niektórych miejscach praktycznie do zera, i w tej chwili dbamy nad możliwością przywrócenia pełnej przejezdności tą drogą.
Janusz Siano: – Dane dotyczące popowodziowych strat ciągle się zmieniają, ale na obecną chwilę powiat prudnicki łącznie ze swoimi wszystkimi gminami ma oszacowane straty na łączną kwotę ponad 194 mln zł!
– Jest to obecnie główny problem powiatu prudnickiego i jego priorytetowe zadanie?
– Zgadza się. Na szczęście mamy w tej sprawie duże wsparcie finansowe powiatów zewnętrznych, w tym powiatu strzeleckiego, sięgające już 1 mln zł, za co bardzo dziękujemy. Posiadamy na to przedsięwzięcie również własne środki, a przy tym do naprawy tej drogi chcemy wykorzystać kamień, który mamy do pozyskania w Dębowcu. W ten sposób staramy się w jak najlepszy sposób udrożnić przejezdność na wymytych odcinkach drogi Pokrzywna – Łąka Prudnicka. Należy tu podkreślić, że droga Pokrzywna – Łąka Prudnicka, łącznie z przeprawą mostową, jest obecnie przejezdna, ale wymaga poważnej naprawy, na co jest duża szansa, bo przedsięwzięcie to zostało wpisane na listę 16 priorytetowych zadań województwa opolskiego. Jeżeli chodzi o pozostałe sprawy związane ze skutkami wrześniowej powodzi, to czekają one na rozstrzygnięcia projektowe. Otrzymałem także informację, że zgłoszone przez nas priorytetowe uszkodzenia popowodziowe otrzymają dofinansowanie ich odbudowy w 100%, i to napawa optymizmem.
– Pracujecie też nad zalaną placówką opiekuńczo-wychowawczą w Mochowie.
– W tej chwili trwają tam różnego rodzaje prace – osuszanie i przygotowywanie do gruntownego remontu, który pozwoli wprowadzić tam dzieci. Jest to obok drogi Pokrzywna – Łąka Prudnicka drugi główny temat, którym obecnie się zajmujemy i który staramy jak najszybciej i najsprawniej załatwić.
– Ile potrwa pana zdaniem popowodziowa odbudowa – rok, dwa, trzy?
– Biorąc pod uwagę zniszczenia, jakie nas dotknęły, oraz harmonogram największego i najważniejszego do wykonania dla nas zadania, o którym opowiadałem wcześniej, czyli drogi Pokrzywna – Łąka Prudnicka z przeprawą mostową, sądzę, że odbudowa potrwa u nas co najmniej do 2026 r. Podejrzewam jednak, że takie miasta jak Kłodzko, Głuchołazy czy Stronie Śląskie mają zdecydowanie większe problemy, większe straty i potrzeby. Dlatego ich odbudowa oraz powrót do wcześniejszego wyglądu potrwa moim zdaniem znacznie dłużej niż u nas, może nawet pięć–dziesięć lat, niestety…
– Po około dwóch miesiącach od powodzi można już chyba wskazać, kto najbardziej zawiódł bądź zawodzi w procesie usuwania skutków powodzi?
– Przede wszystkim w trakcie popowodziowej odbudowy pewne decyzje można było podejmować dużo szybciej. Tak się jednak nie działo i nie dzieje. Przez to czasami stajemy przed problematycznym pytaniem: co robić z danym zadaniem? Często widzimy, że wymaga ono natychmiastowej interwencji, ale nie możemy ruszyć z pracami, bo… Musimy poczekać na dofinansowanie rządowe, żeby móc je wykonać. Gdybyśmy natomiast chcieli je zrealizować we własnym zakresie, korzystając wyłącznie z własnych pieniędzy, to z kolei stajemy przed pytaniem: czy środki te podlegają jakieś refundacji? Z tego co się zdążyłem dowiedzieć, raczej nie. Dlatego życzyłbym sobie bardziej klarownych zasad. Zasad mówiących jasno – wyłóżcie swoje pieniądze i realizujcie zadania niecierpiące zwłoki, a my będziemy wam sukcesywnie zwracać środki. To byłoby dobre rozwiązanie, które zaoszczędziłoby sporo nerwów, niepewności i czasu w realizacji potrzebnych zadań.
– Czy jest jakaś instytucja, która w zaistniałej trudnej sytuacji, kiedy wielu mieszkańców powiatu prudnickiego traciło dorobek całego życia, nie stanęła w 100% na wysokości zadania?
– Jeśli muszę oceniać i kogoś wskazać, to Wody Polskie. Przykład? Rzeczka w Moszczance obecnie nie ma koryta, zostały tam jedynie nasypy, a konkretnie należy odtworzyć jeden brzeg. Dlatego dobrze by było, gdyby można to było jak najprędzej odbudowywać, co chcieliśmy zrobić w korelacji z Wodami Polskimi. Dobrze by się stało, gdyby się tym problemem zainteresowały i podjęły działania w kierunku naprawy utraconego brzegu. Na co czekać – nie rozumiem. Niestety, jeśli chodzi o Wody Polskie, nie widzę jak na razie w tym zakresie żadnych działań czy sygnałów mówiących, że zaczynają to robić bądź chcą z nami skorelować działania w tym kierunku. Dodam, że wcześniej ze strony tej instytucji były jakieś ustne zapowiedzi, które uspokajały i wskazywały, że nastąpi między nami jakaś ścisła współpraca, ale tak się nie stało. Ba, teraz Wody Polskie nabrały wody w usta i nie wiemy czy będą podejmować jakieś działania, czy nie. Kończąc, dodam, że uczestniczę w wideokonferencjach z udziałem wojewody opolskiego, na których wręcz domagamy się, aby w tych konferencjach uczestniczył jakiś przedstawiciel Wód Polskich, ale tak się dotąd nie stało. Cóż, musimy się w tej kwestii uzbroić w cierpliwość.