Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Unijna wielokulturowość – z okazji 30-lecia polsko-niemieckiego traktatu dobrosąsiedzkiego

O znaczeniu polsko-niemieckiego traktatu o dobrym sąsiedztwie dla mniejszości niemieckiej i przyszłości tej społeczności z Bernardem Gaidą, przewodniczącym Związku Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno-Kulturalnych w Polsce, rozmawia Rudolf Urban.

 

Jak pan wspomina podpisanie polsko-niemieckiego traktatu dobrosąsiedzkiego w 1991 r.?

 

Entuzjastycznie, jak wszystkie zachodzące wtedy zmiany. Od upadku muru berlińskiego, poprzez pierwsze wybory demokratyczne w Polsce, exposé premiera Mazowieckiego z jego otwarciem na mniejszości narodowe. Ten traktat był jakby ciągłością tych zmian. Koncentrujemy się czasem za bardzo na kilku paragrafach dotyczących mniejszości niemieckiej, która niejako traktatem została oficjalnie uznana przez Polskę, a przecież dla mnie wtedy równie istotną treścią tego porozumienia było jasne określenie Niemiec, że Polska powinna być członkiem UE. To z dużą pomocą Niemiec faktycznie się dokonało. A już zupełnie najważniejszym przesłaniem traktatu, które wybrzmiewa z każdego jego paragrafu i nazwy, jest rewolucyjna przecież zmiana wzajemnego nastawienia. To oczywiście może dostrzec jedynie ktoś, kto pamięta, że przed 1989 r. Niemcy były przedstawiane jako odwieczny wróg i zagrożenie.

 

Traktat uregulował wiele praw mniejszości niemieckiej w Polsce, był jednak „tylko” umową międzypaństwową. Co tam zostało napisane, w Polsce musiało się jeszcze znaleźć w ustawach. Nie obawiał się pan, że zapisy traktatu pozostaną bez realizacji?

 

Tak nie można powiedzieć, ale faktycznie trzeba umieć trzeźwo to ocenić. Uznanie istnienia mniejszości niemieckiej i jej prawa do języka, tradycji i kultury niemieckiej, prawo do zrzeszania się – były rewolucyjne. Wielkie nadzieje wzbudziły zapisy o stworzeniu „odpowiednich możliwości nauczania ich języka ojczystego lub w ich języku ojczystym w publicznych placówkach oświatowych” czy też o „uwzględnieniu ich historii i kultury w związku z nauczaniem historii i kultury w placówkach oświatowych”. Tymczasem 30 lat po podpisaniu traktatu nie ma w Polsce ani jednej szkoły nauczającej w języku niemieckim, jest kilkanaście placówek nauczających w dwóch językach (w tym te założone przez stowarzyszenia związane z MN), a cała reszta kilkudziesięciu tysięcy uczniów z rodzin niemieckich uczy się niemieckiego w wymiarze trzech godzin tygodniowo. Czytając niektóre podręczniki historii, mam czasem wrażenie, że nadal tkwią one w czasach antyniemieckiej propagandy PRL. Rozwiązania oświatowe dla mniejszości niemieckiej są w każdym raporcie ekspertów Rady Europy ocenione negatywnie. Dlatego uważam, że w zakresie oświaty pomimo wydatkowania dużych kwot na nauczanie języka niemieckiego przyjęte rozwiązania są nieefektywne, a ostatnio dodatkowo ograniczane poprzez redukcję godzin nauczania w szkołach.

Oczywiście od wielu lat prawa mniejszości niemieckiej są ujęte w przepisach regulujących polską politykę mniejszościową wobec wszystkich mniejszości narodowych. W zeszłym roku obchodziliśmy 15-lecie ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych, z niej wynikają odpowiednie przepisy oświatowe i to one są przedmiotem krytyki na bazie ratyfikowanej Europejskiej Karty Języków Regionalnych i Mniejszościowych. Podsumowując, należy powiedzieć, że do tej pory nie udało się stworzyć „odpowiednich możliwości”, które doprowadziłyby do pełnej realizacji zapisów traktatowych.

 

Bernard Gaida
Foto: R.Urban

 

Na 20-lecie traktatu zostało podpisane porozumienie, w którym określono konkretne cele wsparcia dla mniejszości niemieckiej i Polonii w Niemczech na kolejne lata. Wtedy miało to być to nowym otwarciem w realizacji zapisów traktatu dobrosąsiedzkiego. Niewiele z tego wynikło.

 

Pozostając przy sprawach oświatowych, trzeba powiedzieć, że już sam zapis w deklaracji tzw. okrągłego stołu nie spełniał naszych oczekiwań. Polska strona rządowa nie przyjęła postulatu podjęcia rozmów z MN nad gruntowną zmianą podejścia do szkolnictwa dla mniejszości niemieckiej, a jedynie wykazała gotowość do „pogłębienia i aktualizacji” istniejącej już rządowej strategii oświaty dla MN. Z czasem okazało się, że i ta deklaracja nie została spełniona, co sprawiło, że po miesiącach pracy nie podpisaliśmy tej „zaktualizowanej” strategii, uznając ją za niepełną a z perspektywy dzisiejszej, po reformie oświaty, stała się ona i tak nieaktualna. Jednostronny zakaz łączenia godzin nauczania języka niemieckiego jako mniejszości i jako obcego marazm tej sytuacji pogłębił. Deklaracja okazała się o tyle skuteczna, że wybrzmiały w niej niektóre nasze postulaty, a słabość ich realizacji przez rząd RP sprawiła, że dzięki zaangażowaniu strony niemieckiej realizujemy już Centrum Badań Mniejszości Niemieckiej czy też Centrum Dokumentacyjno-Wystawiennicze. W to drugie zadanie zaangażował się także Samorząd Województwa Opolskiego. Dzisiaj stoimy przed pytaniem, na ile format polsko-niemieckiego okrągłego stołu jest jeszcze formatem aktualnym, skoro od dawna zbiera się z rzadka i w zasadzie stoi w miejscu. Wydaje się, że miałby on sens jedynie, jeśli byłaby zgoda na to, by sama ta idea otrzymała nowe treści a może i zmianę samego formatu. Od tamtej deklaracji minęło już 10 lat, życie poszło do przodu, oczekiwania są inne..

 

Jubileusz zawsze jest dobrą okazją do spojrzenia w przyszłość. Jak pan ocenia przyszłość mniejszości niemieckiej w Polsce z perspektywy traktatu?

 

Może będę niepoprawny, jeśli powiem, że lata działania zarówno w Polsce, jak i na arenie europejskiej w środowiskach mniejszości narodowych przekonują mnie, że przyszłość nasza i innych mniejszości nie leży w umowach bilateralnych, lecz europejskich. Oburzający jest fakt nierówności standardów wobec mniejszości narodowych nawet w samej UE, nie mówiąc już o szerokiej platformie państw zrzeszonych w Radzie Europy. Wystarczy spojrzeć na Litwę, gdzie Polacy mają do dyspozycji około 100 szkół z polskim językiem wykładowym, a my nie mamy ani jednej z niemieckim. Nazwy topograficzne w dwóch językach w Polsce wymagają aż 20% mieszkańców gminy należących do mniejszości, a już w Czechach na Zaolziu wystarczy, jeśli Polaków w gminie jest 10%. Dwa najważniejsze dokumenty unijne regulujące stosunek do autochtonicznych mniejszości narodowych powstały w Radzie Europy i gdyby nie fakt, że bardzo słaba jest możliwość egzekwowania ich realizacji, to mogłyby one być uznane za standard europejski.

Myślę, że w następnych latach najważniejsza walka o sytuację mniejszości będzie polegała na doprowadzeniu do sytuacji, że polityka mniejszościowa stanie się częścią prawa europejskiego, a nie wyłącznie prawa krajów członkowskich, gdzie zawsze będzie zależna od krótkookresowych tendencji politycznych. One potrafią doprowadzić do tego, co czasem czujemy, że mniejszość niemiecką  usiłuje się wykorzystywać jako kartę przetargową dla osiągnięcia niektórych celów w polskiej polityce wobec Niemiec. Aktualne natomiast pozostanie wśród Niemców w Polsce oczekiwanie, że Niemcy będą dla nas moralnym i materialnym wsparciem. Nie tylko dlatego, że sytuacja mniejszości niemieckiej w Polsce po 1945 roku była skutkiem II wojny światowej, ale także dlatego, że Niemcy w Polsce są naturalnym czynnikiem tworzącym mosty porozumienia i to na poziomie bazy społecznej. Przykład najlepszego w kraju wyniku referendum akcesyjnego w województwie opolskim jest najlepszym tego dowodem. Jesteśmy dla obydwu krajów swego rodzaju soft power w stosunkach polsko-niemieckich, wymianie kulturowej oraz integracji europejskiej. Natomiast wracając do wymiaru europejskiego to jeśli się uda podnieść w UE rangę prawa mniejszościowego to uda się nadać nową wartość unijnej zasadzie jedności w różnorodności . Stąd nasze próby takie jak MSPI. Przyszłość mniejszości narodowych de facto jest powiązana z przyszłością i sukcesem integracji europejskiej. Niestety są siły, które ideę tej integracji usiłują wyhamowywać i kompromitować. Także w Polsce, co de facto jest powrotem do umacniania państw narodowych. To dla mniejszości zły trend

Show More