Orzeł Źlinice to klub piłkarski występujący w lidze okręgowej, a mimo to okres przygotowawczy do rundy wiosennej bieżącego sezonu spędził w słynnym tureckim Belek – miejscowości, gdzie formę szlifują najpotężniejsze europejskie kluby i najmożniejsze ekipy z polskiej ekstraklasy. Jak do tego doszło oraz inne ciekawostki związane z tym klubem – w rozmowie z Krzysztofem Świercem opowiada Henryk Olsok, właściciel firmy APN i prezes Orła Źlinice.
Kiedy powstał Orzeł Źlinice, w jakiej klasie rozgrywkowej obecnie występuje i co jest największym osiągnięciem klubu w jego historii?
Klub powstał w 1982 r. i na chwilę obecną pierwsza drużyna Orła występuje w opolskiej lidze okręgowej, a druga w klasie A. Naszym największym sukcesem były dotychczas występy w IV lidze, i to przez sześć sezonów – w latach 2011–2016 – oraz dotarcie do ćwierćfinału Pucharu Polski. Dodam, że w tych rozgrywkach w ostatnich latach radzimy sobie naprawdę dobrze.
Jakie cele przyświecają klubowi ze Źlinic na najbliższy sezon i na następne kilka lat?
Cel jest jasny – miejsce 1.–3. w tabeli na mecie rozgrywek, ale z naciskiem na 1. miejsce. Obecnie plasujemy się w pierwszej trójce stawki, a czy pozostaniemy w niej na koniec rozgrywek, a nawet poprawimy lokatę – pokaże czas. Natomiast odnośnie do następnego sezonu plany zweryfikuje liga i sezon bieżący. Jeśli teraz uda nam się awansować o level wyżej, to w przyszłych rozgrywkach naszym celem będzie utrzymanie się w tej klasie rozgrywkowej, a jeżeli pozostaniemy na tym szczeblu rozgrywkowym, na którym występujemy dzisiaj, to planem będzie oczywiście gra o awans.
Od kiedy jest pan prezesem Orła?
Stałem się nim w 2000 r. i pozostaję do chwili obecnej. To efekt tego, że w klubie różnie się działo. Poprzedni wieloletni prezes Henryk Zamojski, choć dobrze działał, to w pewnym momencie zdecydował, że ma dość i przez następne dwa, trzy lata prezesi klubu zmieniali się co chwilę. Nie wpływało to dobrze na rozwój Orła. Ja też w pewnym momencie pogniewałem się na klub, zrezygnowałem z gry i zająłem się sędziowaniem meczów, ale… Bardzo nie podobało mi się, to co się w klubie działo. Było mi bardzo przykro, że mój ukochany Orzeł na półmetku sezonu jest na końcu ligowej tabeli. W związku z tym, pomimo że miałem tylko trochę ponad 20 lat, postanowiłem działać, coś z tym zrobić.
– W Belek spotkaliśmy się m.in. z niemieckim mistrzem świata z 2014 r. – Lukasem Podolskim.
I zrobił pan.
Przygotowałem kartki z ogłoszeniem: „Komu na sercu leży Orzeł Źlinice, niech przyjdzie na zebranie”. Okazało się że przybyło sporo zainteresowanych, m.in. kilku piłkarzy, w tym były zawodnik i słynny opolski dziennikarz sportowy Juliusz Stecki. W tym momencie sądziłem, że to właśnie on przejmie stery Orła, bo dla mnie był głównym pretendentem do tej roli. Jednak w trakcie owego zebrania Juliusz Stecki wskazał na mnie, twierdząc, że to ja powinienem poprowadzić klub ze Źlinic. W pierwszej chwili nie potraktowałem tego poważnie. Uważałem, że prezes musi mieć pieniądze i odpowiedni wiek, a ja nie miałem nic z tych rzeczy. Jednak pod presją i po chwili zastanowienia zgodziłem się zostać prezesem, ale tylko na pół roku. Okazało się, że zostałem do dzisiaj – 24 lata. To efekt m.in. tego, że w Orle zaczęło się dobrze dziać, do gry powróciło też kilku zawodników. Efekt? W rundzie rewanżowej sezonu, kiedy byłem już prezesem klubu, zremisowaliśmy tylko dwa spotkania, a pozostałe wygraliśmy!
Pojawiły się też interesujące nagrody.
Kiedy podjąłem się funkcji prezesa Orła, obiecałem zawodnikom, że jak awansujemy o klasę rozgrywkową wyżej, to pojedziemy na obóz do ciepłych krajów. Nie wszyscy w to wierzyli, ale ja zapewniałem, że nie żartuję. I kiedy wywalczyliśmy awans, zabrałem całą drużyną z żonami do… Tropical Island pod Berlinem (od red. – śmiech). Chwilę tę wspominam z wielką radością, bo był to naprawdę bardzo udany wyjazd. Następnie organizowałem dla drużyny wypady na spotkania 1. Bundesligi i polskiej ekstraklasy, a jednocześnie cały czas szukałem jakiegoś spektakularnego wylotu. W pewnym momencie dowiedziałem się, że jakaś polska drużyna grająca w klasie okręgowej udała się na obóz przygotowawczy do ciepłych krajów. Wtedy mocno zacząłem się tym tematem interesować, by i to marzenie zrealizować dla swojego klubu.
Efekt tych zainteresowań jest oszałamiający. Orzeł Źlinice z opolskiej ligi okręgowej w okresie przygotowawczym do rundy wiosennej bieżącego sezonu przebywał w tureckim Belek, gdzie zjeżdżają najpotężniejsze kluby z całej Europy i najmocniejsze w polskiej ekstraklasie!
Bardzo się cieszę, że doszło do takiego wyjazdu, i sądzę, że zawodnicy Orła Źlinice będą go bardzo długo pamiętać. Chciałbym jednak, aby nie był to tylko jednorazowy wypad. Dlatego zamierzam takowe organizować co drugi sezon.
Wróćmy do waszego pierwszego wyjazdu do Belek. Udaliście się na lotnisko pięknym autokarem Transsystemu, który był okazalszy nawet od autokaru znanego w Polsce klubu Termalica Nieciecza.
To prawda. Ba, do Belek lecieliśmy tym samym samolotem co wspomniana Termalica Nieciecza, a na miejscu w Turcji spotkaliśmy się z Legią Warszawa, która zakwaterowana była dwa hotele od nas. Było to bardzo miłe, przyjazne spotkanie, podobnie jak to z innym topowym polskim klubem – Górnikiem Zabrze, który też do rundy wiosennej tego sezonu przygotowywał się w Belek. Do tego trener zabrzan Jan Urban i cała ekipa Górnika zaprosili nas na swój trening! Były też wspólne rozmowy i zdjęcia. Między innymi z niemieckim mistrzem świata z 2014 r. Lukasem Podolskim, który występuje obecnie w zabrzańskim klubie, a wcześniej bronił barw m.in. Bayernu München, Arsenalu Londyn, Interu Mediolan czy 1. FC Köln. W Belek spotkaliśmy się też z Waldkiem Sobotą, byłym zawodnikiem FC St. Pauli Hamburg, Club Brugge i Śląska Wrocław. Po tym wyjeździe otrzymaliśmy mnóstwo pozytywnych informacji i gratulacji, że taki mały klub jak Orzeł Źlinice znalazł się w Belek z tak znanymi zespołami i piłkarzami.
Jakie jest pana największe marzenie odnośnie do klubu ze Źlinic?
Chciałbym, żeby w pierwszej i drugiej drużynie Orła grało co najmniej 70% piłkarzy, którzy związani są ze Źlinicami i okolicami. Poza tym marzy mi się, aby w przyszłości chociaż jeden z naszych wychowanków wybił się na taki poziom, by jego odejście z naszej drużyny do wielkiego klubu było na tyle cenne, żebyśmy mogli wybudować sobie nowy, jeszcze lepszy stadion.
Z takiego marzenia niektórzy mogą się śmiać.
Sam czasami się śmieję, ale równocześnie cały czas w to wierzę. Dodam, że kiedyś był u nas piłkarz, którego proponowałem do FC Schalke 04. Sam chciałem go tam zawieźć na testy, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Dzisiaj jednak w szkółce naszego klubu pojawiły się jego dzieci, które są wybitnie zdolne! A zatem może uda nam się tym razem? Mam już większe doświadczenie i wiem, gdzie uderzyć i jak rozmawiać. Wiem też, jak wyprodukować duży talent dla wielkiego klubu.