W Polsce – prawdopodobnie – mamy jedno z największych zagęszczeń wilków w Europie. W województwie warmińsko-mazurskim coraz więcej ludzi widzi je na własne oczy i coraz więcej zaczyna naprawdę się ich bać. Czy ochrona tych zwierząt nie poszła za daleko? Lech Kryszałowicz rozmawia o tym z dr. hab. Dariuszem Zalewskim z Katedry Hodowli Zwierząt Futerkowych i Łowiectwa na Wydziale Bioinżynierii Zwierząt UWM.
Ile mamy wilków w Polsce?
Szacuje się, że 4–5 tys. Przypuszczamy jednak, że może ich być dużo więcej. Nie mamy wiarygodnych i sprawdzonych danych, ale można sądzić, że jesteśmy pod względem zagęszczenia wilków w europejskiej ścisłej czołówce. Obok Rosji, Białorusi, Włoch, Ukrainy i Rumunii jesteśmy jednym z najbardziej wilczych krajów Europy. Natomiast w statystykach podajemy nieaktualne dane i wykazujemy niespełna 2 tys. osobników.
Wilków mamy zatem dużo, ale czy za dużo, czy w sam raz?
Z pewnością – za dużo! W 2011 r. prof. Henryk Okarma – niekwestionowany europejski autorytet – wraz z zespołem opracował „Strategię ochrony wilka warunkującą trwałość populacji gatunku w Polsce”. Zakładała ona m.in. konieczność ustalenia docelowej liczebności wilków w Polsce. Nie trafiła jednak do realizacji.

Foto: Pixabay
Dlaczego tych zwierząt jest za dużo?
Dlatego, że obecnie wilki zagrażają już bezpieczeństwu ludzi. W niektórych regionach Polski zaczyna brakować zwierzyny (jeleni i saren), które stanowią ich naturalny żer. W takich przypadkach wilki bardzo często opuszczają lasy. Spotkać je możemy już na terenach wiejskich, a nawet w miastach. Znane są również z ostatnich lat przypadki, kiedy to wilki atakowały nie tylko zwierzęta, ale i ludzi. Głośno było w całej Polsce o pilarzach z gminy Brzozów, którzy w biały dzień zmuszeni byli bronić się przed wilkami piłami spalinowymi. Dość powszechne staje się pożeranie przez wilki psów pozostawionych na noc do pilnowania gospodarstw, nie wspominając o zwierzętach gospodarskich przebywających w nocy na pastwiskach, a w Bieszczadach nawet w ciągu dnia atakują zwierzęta na przydomowych, ogrodzonych terenach. Te zwierzęta, typowo leśne, czuły niegdyś naturalny strach przed człowiekiem. Teraz zmieniły swoje zachowania i zbliżają się niebezpiecznie do ludzkich siedzib.
Dlaczego zmieniły swoje zachowania?
To drapieżniki stojące na szczycie drabiny pokarmowej, bardzo inteligentne, łatwo przystosowujące się do zmian. Zaobserwowano w Europie, że po każdej zawierusze wojennej liczebność populacji wilków rosła. Dzięki wojnom miały dużo łatwo dostępnego pożywienia, co sprzyjało ich rozrodowi. Wilk od dawna kojarzył się ludziom ze złem, więc tępiono je bezwzględnie. Zarówno po pierwszej, jak i po drugiej wojnie światowej wolno było zabijać wilki. W połowie lat 50. XX w. w Polsce Rada Państwa ogłosiła tzw. akcję wilczą. To była eksterminacja tych zwierząt. Wówczas każdy, w każdy sposób, nawet trując, mógł zabijać wilki, za co wypłacano wysokie premie.
Szacuje się, że na obszarze II Rzeczypospolitej żyło w latach 30. XX w. ok. 1200 wilków, w tym głównie na Kresach Wschodnich. W obecnych granicach Polski po wojnie, w połowie lat 50., żyło ok. 1000 wilków, głównie na terenach położonych na wschód od Wisły. Akcja wilcza spowodowała, że na początku lat 70. było ich już tylko ok. 100. W 1975 r. wilki zostały wpisane na listę gatunków… zwierząt łownych i to przyczyniło się do ich uratowania.
„Wilki już się nas nie boją”.
Myśliwi bowiem, wiedząc, jaką rolę wilki pełnią w środowisku, otoczyli je należytą ochroną. W naturalnych warunkach przyrost roczny w populacji wilka wynosi ok. 30%. Od tamtej pory populacja wilków w Polsce zaczęła rosnąć. Szacuje się, że pod koniec lat 80. XX w. było już w Polsce ok. 500 osobników. W 2001 r. prof. Henryk Okarma z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie – wielki orędownik ochrony wilka – szacował, że jest ich ponad 500, a w 2011 r. – już 1000. I już wtedy alarmował, że trzeba zająć się wilkami, gdyż ich liczebność zbliża się do optimum dla Polski, a w niektórych regionach było już ich za dużo. Obecnie mamy ich przynajmniej 4–5 tys., prawdopodobnie więcej. Ponieważ człowiek przestał je niepokoić, otoczył szczególną ochroną i nie poluje na nie, to przestały się bać ludzi. Dzisiaj spotykamy wilki często za dnia, co kiedyś było nie do pomyślenia. Ja sam ok. godz. 10 widziałem wilka przebiegającego mi drogę na wyjeździe z Olsztyna do Jonkowa. Niestety w stosunku do wilków stale zachowujemy się nieracjonalnie. Przeszliśmy od jednej skrajności – zabijania ich bez żadnych ograniczeń – do drugiej – ekstremalnej ochrony wilka.
Czyli wilki zmieniły swoje zwyczaje?
Tak. I one, i ich ofiary – jelenie, sarny i dziki – przystosowują się do zmiennych warunków. Wilki w stanie naturalnym pełnią funkcję regulatora. Wataha liczy zwykle 5–7 wilków, chociaż nawet na Warmii i Mazurach zauważono już ekstremalnie duże, liczące po 12–16 osobników. Naukowcy w Białowieży zbadali, że taka wataha, składająca się 5–7 wilków, operując na obszarze 10–20 tys. ha, zjada rocznie 5–10 ton dziczyzny, głównie jeleni i saren, ale również i dzików, chociaż one są mniej chętnie konsumowane. Jeśli nie ma zwierzyny, to wilk poszukuje innych zdobyczy, m.in. zwierząt w gospodarstwach, bo przecież z jedzenia nie zrezygnuje. Najedzony wilk potrafi spać 20 godzin, ale gdy szuka pożywienia, to może w ciągu nocy przebiec 20–40 i więcej kilometrów. To wyjątkowo skuteczny łowca. Ofiarę stojącą po zawietrznej wyczuje z odległości nawet 300 m, a pod wiatr może zwietrzyć ją aż z 2,5 km! Jeśli więc szuka jedzenia, to je przeważnie znajdzie.

Foto: Dariusz Zalewski
Jeśli wilków jest za dużo – to dlaczego myśliwi nie polują na nie?
Bo zabrania im tego prawo. W 2001 r. zostały objęte ochroną gatunkową w całej Polsce. Niestety służby ochrony przyrody do dzisiaj nie wykonały inwentaryzacji populacji wilków w Polsce, aby można było m.in. ocenić realne zagrożenia wynikające z ich rosnącej liczebności.
Prawo można zmienić.
Oczywiście. W 2011 r. prof. Okarma z zespołem naukowców opracował wspomnianą strategię zarządzania populacją wilka w Polsce. Naukowcy wiarygodnie ocenili ówczesny stan populacji i przedstawili propozycje działań. Pierwszym zadaniem, jakie należało i należy wykonać, jest przeprowadzenie rzetelnej inwentaryzacji wilczej populacji w Polsce. Pozwoli ona wyznaczyć liczebność populacji wilka na poziomie bezpiecznym i dla niego jako gatunku, i dla zwierząt, którymi się żywi. Żebyśmy w ochronie wilka nie zabrnęli do takich wynaturzeń, jakie teraz mamy z bobrami czy kormoranami, które stały się poważnym problemem gospodarczym, a niekiedy, jak w przypadku lisa i kormorana, problemami przyrodniczymi. Ta strategia była gotowa już 12 lat temu i nie została niestety przez państwo polskie wdrożona.
Czy gdzieś w Europie już takie zarządzanie populacją wilków się prowadzi?
Tak, np. we Francji. Tam ustalili optymalną liczebność wilków na 500 osobników i rocznie odstrzeliwują ok. 150 sztuk. Szwecja swój optymalny stan posiadania oceniła na 170–270 osobników, a lasów ma więcej niż my. W Niemczech szacują liczbę wilków na 2 tys., ale Niemcy, podobnie jak Polacy, nic na razie nie robią w tej kwestii. Pewne nadzieje na uporządkowanie sprawy wiążę się z Komisją Europejską, która dostrzegła problem, dotyczący już nie pojedynczych państw, ale całej Europy. To dobra informacja dla ochrony wilka i pozostałych europejskich dużych drapieżników – rysia i niedźwiedzia.
Ile pana zdaniem powinno żyć wilków w Polsce?
Moim zdaniem nie więcej jak 1500. I to powinno podlegać jeszcze wnikliwej analizie. Tyle wystarczy, aby były regulatorem populacji zwierzyny płowej, a jednocześnie trwałym elementem naszej krajowej fauny. Człowiek zepsuł równowagę w przyrodzie i to na nim spoczywa obowiązek jej naprawy, dla dobra człowieka i całej planety.