Heino dał swój pierwszy koncert po zjednoczeniu Niemiec na wschodzie, w Görlitz. Później były występy we Wrocławiu, dwukrotnie w Opolu i wielokrotnie w Görlitz – wydaje się, że artysta zafascynował się Śląskiem. Till Scholtz-Knobloch rozmawiał z nim i jego menedżerem Helmutem Wernerem o tym, dlaczego i co znalazło się w programie jego występu tym razem.
Heino, czy to przypadek, że pana koncert w Görlitz odbędzie się dokładnie w Dniu Matki?
Heino: Organizujemy całą serię koncertów „Heino – Made in Germany”, a jeden z nich po prostu wypada w Dzień Matki. Fakt, że koncert w Görlitz odbędzie się 11 maja, jest w pewnym sensie zbiegiem okoliczności. Ale jestem też wokalistą zespołu Muttis (Heino się śmieje).
Czy powie pan na coś o swojej matce?
Heino: Cóż, ona nie żyje od dawna. Zasadniczo moja matka wychowała mnie wraz z moją siostrą. Matka była wdową wojenną, ojciec zginął w 1941 r. Moja siostra żyje i ma teraz 92 lata.

A „Made in Germany” oznacza, że widzowie po raz kolejny doświadczą tradycyjnego Heino bez żadnych ekstrawagancji?
Heino: Ponieważ w ciągu ostatnich kilku lat miałem tak wiele hitów, zebrałem je w składankę. Ale ludzie ciągle do mnie pisali i pytali: Dlaczego nie zaśpiewasz tych piosenek jeszcze raz? Więc zaśpiewam je znów, od „Czarnej Barbary” do „Goryczki”, „Karamba Karacho” itd. A na koniec będzie jeszcze bardziej ekscytująco, gdyż zdecydowałem się zaśpiewać hymn, oczywiście trzecią zwrotkę. Nie mogę się doczekać Görlitz!
Czy dotyczy to także śląskiego makowca albo ciasta Prasselkuchen rodem z Görlitz? Jako wykwalifikowany piekarz na pewno zwraca.
Heino: Ukończyłem praktykę jako piekarz i cukiernik, miałem dobre oceny, ale potem pojawiła się muzyka. To było fajne i zrobiłem to ze względu na swoją mamę, ale moim ulubionym dzieckiem była muzyka, a mianowicie pieśni ludowe. Śpiewanie ich było w tamtych czasach raczej niemile widziane. Potem pojawił się Dieter-Thomas Heck ze swoją paradą przebojów i tak zacząłem komponować własne piosenki. A teraz zaprezentuję te hity jeszcze raz.

Jeśli chodzi o trzecią zwrotkę hymnu narodowego, mówi się obecnie, że jest to moment szczególny i jednocześnie ważny w takich czasach.
Heino: W latach 70. XX w. zlecono mi wykonanie hymnu Badenii-Wirtembergii (uwaga: Heino wydał w tamtym czasie płytę w małym nakładzie dla szkół). Zaśpiewałem wszystkie trzy zwrotki i zarzucano mi, że nie powinienem tego robić. Teraz śpiewam tylko trzecią zwrotkę, ponieważ jest to zwrotka oficjalnie śpiewana. Często byłem wyśmiewany, bo trzymałem się niemieckiej piosenki. Nie wiem, jak długo jeszcze będę na scenie, ale teraz ważne jest dla mnie wykonanie hymnu, bo jestem niemieckim pieśniarzem ludowym, więc to konieczność!
Helmut Werner: Heino jest postacią historii współczesnej, która przeżyje siebie samego jeszcze długo. Mamy jeszcze umowę obowiązującą do 104. roku i nalegam, by została dotrzymana (śmiech). Niedawno byliśmy w Düsseldorf-Oberbilk na festynie strzeleckim, gdzie Heino wystąpił ponownie w miejscu, w którym śpiewał 70 lat temu!

Heino: Wracając do hymnu, nie był on przecież zakazany w 1977 r. W tym czasie korespondowałem z prezydentem Niemiec Walterem Scheelem, który napisał do mnie: Wszystkie trzy zwrotki są częścią hymnu i można je zaśpiewać. Jedynie podczas uroczystości publicznych należy śpiewać tylko trzecią zwrotkę.
W telewizyjnym portrecie z czasów dawnej Republiki Federalnej, na długo przed upadkiem muru berlińskiego, powiedziano: Heino ma przeważnie lewicową publiczność, członków związków zawodowych i SPD, a Willy Brandt jest zagorzałym fanem Heino. A Düsseldorf-Oberbilk, gdzie pan dorastał, był dzielnicą zdominowaną przez komunistów.
Heino: Miałem sześć lub siedem lat i dorastałem w środowisku komunistycznym. Wtedy myślałem, że to wszystko jest normalne. Willy Brandt zerwał ze mną, gdy zaśpiewałam wszystkie trzy zwrotki. Brandt powiedział wówczas w Domu Ericha Ollenhauera (uwaga: ówczesna siedziba SPD w Bonn), że „Heino dla nas umarł”. Wiem to, ponieważ miałem bardzo bliskiego kolegę, który stał u boku Willy’ego Brandta.
Helmut Werner: Kiedy chcieliśmy zorganizować recital pieśni niemieckich w Düsseldorfie w 2021 r., ludzie żądali, żebyśmy usunęli słowo „niemiecki” z nazwy recitalu. Heinz Erhardt powiedział kiedyś, że „w Made in Germany jest pies pogrzebany”. Działo się to w latach 60. i niestety od tamtej pory sytuacja się nie poprawiła.
Ponieważ Heino pozostaje wierny sobie i językowi niemieckiemu, dąży do stworzenia morza flag w kolorach czerni, czerwieni i złota. Zapraszamy wszystkich zainteresowanych do Teatru Gerharta Hauptmanna w Görlitz 11 maja o godz. 16.00 na uroczystość w barwach niemieckich. Bilety na koncert można nabyć na Eventim, Reservix lub w kasie teatru.
A swoją drogą, na naszym plakacie jest napisane, że Heino jest ostatnim punkiem w Niemczech. W przeszłości musiał uchodzić za symbol człowieka poczciwego i nawet jako młody człowiek był uważany za starego. Dziś wyznacza trendy, a zespół Die Toten Hosen został odznaczony Federalnym Krzyżem Zasługi. Heino, który w wieku 86 lat mógłby być od 21 lat na emeryturze, porusza tematy, które są po prostu ważne. Nie ma nic wstydliwego we wspieraniu niemieckiej kultury. Mogę to samo powiedzieć jako Austriak. I za każdym razem gdy ktoś porusza ten temat, pojawia się zarzut, że jest prawicowcem. To po prostu nieprawda. Dotyczy to również śpiewania hymnu narodowego. Heino jest pierwszym artystą, który wykorzystał go w swojej trasie koncertowej. Poza nielicznymi wyjątkami inni artyści go nie śpiewają. Zastanawialiśmy się dlaczego. W takich czasach warto pokazać, kim się jest. Heino będzie miał przy sobie specjalne flagi niemieckie, a każdy, kto posiada niemiecką flagę, może ją przynieść.

Czy flagi Heino ukazują jego podobiznę obok barw niemieckich?
Helmut Werner: To jest jeszcze niespodzianka (uwaga: z notatki na marginesie można wnioskować, że można będzie zobaczyć orła Heino). To nie jest jedynie gag reklamowy. Flagi powinny powiewać nie tylko podczas mistrzostw świata, ale także teraz, na koncercie. I jeszcze jedno: działalność policji językowej przyczyniła się do sukcesu Heino wśród dzisiejszej młodzieży. Bo nie idziemy na kompromisy również w muzyce. Nie jesteśmy już zależni od mediów publicznych i nie bierzemy już udziału w żadnych wydarzeniach, ani w Silbereisen, ani w Zarella. Choćby dlatego, że każą nam wierzyć, że w Niemczech został dziś jeszcze jakiś tuzin artystów. Nie bierzemy już w tym udziału, ponieważ stało się to dla nas po prostu bezwartościowe. Oznacza to niezależność od jakiejkolwiek wytwórni płytowej czy instytucji. Robimy to wszystko jako jednostki i z przekonaniem. Głos Heino jest mocny, zdaje sobie z tego sprawę i ponownie zaśpiewa „Junge von den Ärzten”.
Heino: I oczywiście „La Paloma”, „Sierra Madre”, ale także składankę pieśni ludowych „Lustig ist das Zigeunerleben”. Czyli takie, gdzie ludzie śpiewają razem od pierwszej do ostatniej piosenki.

Swój ostatni koncert w Görlitz dał pan w ubiegłym roku w kościele Lutra, krótko po śmierci pańskiej żony Hannelore. Czy to ma jakiś wpływ, czy sprawia, że Görlitz jest dla pana trudnym miejscem?
Heino: Nie, Görlitz jest dla mnie czymś szczególnie bliskim sercu, właśnie dlatego, że mój pierwszy występ po upadku muru berlińskiego miał miejsce właśnie w Görlitz. Byłem tam dwa razy z Hannelore. Oczywiście jest jeszcze jeden hymn – „Pieśń śląska”. A tak na marginesie: Moja pierwsza żona pochodziła z Górnego Śląska. Mam też z nią syna. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nie było to najlepsze małżeństwo, ale nie było też złe. Byliśmy za młodzi – ja miałem 18 lat, a moja żona 17. Ale świetnie się bawiłem w gronie tej rodziny.