Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Święta były różnorodne, jak i sami Ślązacy

Joanna Rostropowicz
Foto: Rudolf Smarzły

Dzisiejsze Boże Narodzenie na Śląsku – także w kręgach mniejszości niemieckiej – to czas karpia i opłatka, czas kolęd i pasterki, jednak czy tak było zawsze? Jak święta spędzali nasi pradziadowie na Śląsku pruskim i niemieckim? Z profesor Joanną Rostropowicz, ekspertką w zakresie historii i kultury Śląska, rozmawiał o tym Łukasz Biły.

 

Pani profesor, wielu z nas z własnych domów wie, jak wyglądają święta dzisiaj. A jak to było na Górnym Śląsku, gdy region był częścią Prus i Niemiec?

 

Trzeba powiedzieć, że bardzo różnie, bo też na Śląsku mieszkali bardzo różni ludzie. Mamy na przykład bardzo dokładne podania o tym, jak spędzała święta śląska arystokracja, taka jak rodzina von Ballestrem. Wiemy, czym się obdarowywali, co jedli, jakie mieli uczty. Dla mnie jednak o wiele bardziej interesujące jest Boże Narodzenie w prostych śląskich rodzinach robotniczych, szczególnie pod względem mieszania się obyczajów z różnych kultur, związku tych ludzi z wiarą i znaczenia, jakie miała dla nich rodzina i jedność w niej panująca. To jest najbliższe mojemu sercu i o nich najlepiej się opowiada, rozmawiając o świętach na Śląsku, gdyż tam np. wigilia była bardzo różna, ponieważ organizowana w zależności od stanu zamożności.

 

Naturalnie hrabiowie byli jedynie małą częścią śląskiego społeczeństwa. U większości ludzi wigilia była raczej skromna?

 

Niestety. Było tak nie tylko u rodowitych Ślązaków, ale także u tych, którzy przyjechali z głębi Niemiec. Śląsk zawsze był okręgiem przemysłowym i dlatego nawet wtedy ludzie przyjeżdżali tutaj do pracy. Pracę wprawdzie mieli, ale oczywiście dzięki pracy w kopalni nie dorobili się bogactwa, a poza tym wtedy rodziło się o wiele więcej dzieci, rodziny z sześciorgiem, siedmiorgiem dzieci nie były wtedy niczym wyjątkowym. Taki biedny robotnik z dużą rodziną jednak też chciał mieć święta, więc potrawy musiał dopasowywać. Tak jak dzisiaj w każdym markecie dostaniemy stosunkowo tanio karpia, tak wtedy uchodził on za rybę szlachetną i zbyt drogą dla zwykłej rodziny. Zastępowano ją śledziami, które były o wiele tańsze. W rodzinach trochę bogatszych gotowało się tak zwaną siemionkę, czyli zupę z konopi, którą do dzisiaj w niektórych śląskich domach można spotkać. Z czasem jednak zwyczaje zaczęły się mieszać i teraz już częściej mamy polski barszcz na stole, nawet u rdzennych śląskich rodzin.

 

Można więc powiedzieć, że nawet dzisiejsi niemieccy Ślązacy część swojego Bożego Narodzenia zawdzięczają polskim sąsiadom swoich przodków?

 

Rzeczywiście można tak to ująć. Dla przykładu niemieccy Górnoślązacy w tamtych czasach nie znali praktycznie wcale najpopularniejszego dziś świątecznego zwyczaju, jakim jest dzielenie się opłatkiem. Moja babcia np. poznała ten zwyczaj dopiero po plebiscycie, kiedy to granica została pociągnięta praktycznie dwa kilometry od jej domu. Opowiadała mi, że mimo różnic Polacy byli bardzo sympatycznymi ludźmi i kiedyś zaprzyjaźniła się z pewną Polką spod Krakowa. Za okazaną pomoc ta kobieta przyniosła jej wtedy na święta opłatek i opowiadając, że to taki polski zwyczaj, poprosiła, by się z nią przełamać. Od tego czasu opłatek był coraz popularniejszy także w niemieckich rodzinach na Śląsku, a dzisiaj już większość z nich nie wyobraża sobie wigilii bez niego.

 

Ale święta to oczywiście nie tylko jedzenie, ale także zwyczaje.

 

Jeśli chodzi o zwyczaje, to wiele z nich w swojej esencji zachowało się do dzisiaj. Obowiązkiem był oczywiście wieniec adwentowy z czterema świecami, w bogatszych domach była także choinka. Tylko w tych najzamożniejszych strojono ją świecami i innymi ozdobami, w biedniejszych natomiast robiono różne rzeczy z papieru i wieszano na drzewku. Zasadnicza różnica polegała na sposobie spędzenia świąt. Dzisiaj po wigilijnej kolacji bardzo często ogląda się po prostu telewizję lub słucha radia. Wtedy ludzie nie mieli ani jednego ani drugiego, większość była nawet zbyt biedna, aby pozwolić sobie na książkę, a jeśli już ją mieli, to oszczędzali światło i nie mogli czytać w nocy. Dlatego święta były o wiele bardziej rodzinne, gdyż ludzie skupiali się na wzajemnej bliskości, po zapaleniu każdej adwentowej świecy po prostu siadali razem i śpiewali adwentowe pieśni.

 

A ze zwyczajów kompletnie nieznanych dzisiaj?

 

Przychodzi mi na myśl np. „zalewanie chroboka”, które nie jest dziś oficjalnym zwyczajem. Chodziło o to, że w Wigilię śląscy mężczyźni musieli się razem spotkać, by po prostu napić się wspólnie alkoholu. Mówiło się, że jeśli w ten dzień się tego chroboka nie zaleje, to będzie on takiego delikwenta gryzł przez cały rok. Stąd był to w męskim towarzystwie zwyczaj bardzo popularny, choć nie do końca wiadomo, czy w tego chroboka i jego moc wierzono. Oprócz tego zwyczaje świąteczne są w każdej śląskiej miejscowości nieco inne.

 

Jest Pani autorką publikacji o wybitnych Ślązakach. Czy ze świętami Bożego Narodzenia kojarzy się Pani jakaś śląska postać?

 

Pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy, to Franciszek Tiszbierek. Był to człowiek, który potrafił doskonale opisywać otaczającą go rzeczywistość, w tym także zwyczaje świąteczne. Dzisiaj nazwalibyśmy go folklorystą. Człowiek niezwykle skromny, niespecjalnie wykształcony, ale z wielkim talentem. Tacy ludzie jak on doskonale zauważali, że mimo tego, że jako Ślązacy jesteśmy jednością, to jednak w zależności od tego, z której części Śląska pochodzimy, takie mamy zwyczaje. Tak samo jest zresztą z potrawami, przecież ta nasza śląska moczka też wszędzie jest nieco inna. My, Ślązacy, po prostu nie lubimy monotonii i dlatego warto znać różne zwyczaje i potrawy świąteczne i spróbować jak najwięcej z nich.

Show More