Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Zapomniany Śląsk Austriacki

Powieść „Nonkonformista” opowiada o wójcie Istebnej na Śląsku Austriackim, którego życie odmienia się po spotkaniu z ważną osobistością monarchii habsburskiej. Kogo spotyka wójt i co dzieje się dalej, tego dowiemy się z debiutanckiej powieści Jonasza Milewskiego. Rudolf Urban rozmawia z autorem o książce i pracy nad nią.

Powieść „Nonkonformista” dzieje się na terenie Śląska Austriackiego. Czy to przypadek?

Nie, kilka lat temu zająłem się poszukiwaniem swoich przodków. A że miałem możliwość poznać jeszcze swoją prababcię i pradziadka, do dziś żyje także moja babcia, którą mogę o różne rzeczy pytać, to zacząłem „grzebać” w nazwiskach i miejscach, w których się urodzili i żyli. Okazało się, że nie tylko nazwisko Milewski, które mam po ojcu, w mojej rodzinie było, ale pojawiały się inne, bardziej czesko i słowacko brzmiące. Więc zacząłem jeszcze głębiej szukać i okazało się, że część mojej rodziny pochodzi ze Słowacji, która była w momencie narodzin moich przodków częścią Węgier, część pochodziła z Czech, a raczej śląskiej części Czech, a jeszcze inni pochodzili już z Kraju Sudetów. I jak się okazało, byli niemieckojęzyczni, czy raczej posługiwali się używanym tam dialektem języka niemieckiego.

Sam pochodzę z Cieszyna, więc chciałem też umiejscowić akcję na bliskich mi terenach, jednak nie chciałem zacieśniać się do Śląska Cieszyńskiego, dlatego wziąłem cały Śląsk Austriacki, bo ten region jest trochę zapomniany. Pamiętamy o Śląsku Cieszyńskim, jednak już mniej o tym, że wraz z Opawą i terenem pod Złote Góry tworzył on właśnie Śląsk Austriacki. Może za pomocą książki uda mi się przybliżyć okres przed I wojną światową i życie ludzi w regionie, który w takich granicach przetrwał od 1742 do 1918.

Buchumschlag. Quelle: latzel.pl

Zanim jednak zabrał się pan za napisanie „Nonkonformisty”, stworzył pan na potrzeby rodziny duże drzewo genealogiczne. Jak rodzina odebrała to niejednoznacznie polskie pochodzenie?

To było bardzo rozbudowane drzewo genealogiczne, które zamknąłem w 176-stronicowym albumie encyklopedyczno-wspomnieniowym. Zawarłem tam zarówno fakty historyczne, jak i wspominki różnych osób, z którymi rozmawiałem. Praca nad tym drzewem pozwoliła mi poznać dużą część rodziny, bo musiałem jeździć po różnych miejscowościach Śląska czeskiego i polskiego. Spotkałem więc nowych członków rodziny, którzy zawsze wnosili jakiś dodatkowy smaczek do tego rodzinnego opowiadania.

Album spotkał się z bardzo miłym przyjęciem i docenieniem. Rodzina była jednak również zaskoczona, bo w szczególności najmłodsze pokolenie, urodzone w latach 90., nie miało już kontaktu z członkami rodziny, którzy żyli przed I wojną światową. Stąd wiedza o tym, że granice kiedyś przebiegały całkowicie inaczej, że ludzie mieszkający w miastach, w których my się uczyliśmy, mówili na co dzień innym językiem albo różnymi językami, była czymś nowym dla nich. Najprostszy przykład to sam Cieszyn, w którym dziś po czeskiej stronie mówi się po czesku, w polskiej po polsku, a 100 lat temu królował tam język niemiecki i różne jego odmiany. Tego dziś się już nie pamięta.

Powróćmy do powieści. Nie będziemy opowiadać całej jej akcji, ale zasadniczo głównym bohaterem jest wójt Istebnej, który po rozmowie z bardzo ważną osobistością Monarchii Habsburskiej zamierza dokonać kilku dogłębnych reform w swojej wsi. Na drodze stają mu jednak niechętni jakimkolwiek zmianom Polacy z okolicy. Czy pan w dzisiejszych realiach politycznych nie obawiał się negatywnego odbioru ze względu właśnie na negatywną rolę przypisaną Polakom w książce?

Książka nie jest o polityce, więc się tego nie obawiam. Książka jest o ludziach i ich cechach, które w każdym języku, narodzie i społeczności mogą się pojawić. Ale sama historia wójta nie jest wymyślona. Wyczytałem ją w starych gazetach dostępnych w Śląskiej Bibliotece Cyfrowej. Można więc otworzyć konkretne wydanie cytowanej przeze mnie w książce gazety i przeczytać słowo w słowo krytykę wójta Istebnej przez polskich dziennikarzy z tamtejszego regionu. To się faktycznie wydarzyło. Pomysł reformatorski, który wójt miał wspólnie z Gustawem Knopkiem, tamtejszym naczelnikiem szkoły, doszedł ostatecznie do skutku, choć właśnie spotkał się z ogromnym oporem. Szwarccharaktery z okolicy tak a nie inaczej wypowiadały się o jego pomyśle. Więc nie jest to coś wymyślonego czy przypisanego specjalnie konkretnej osobie w książce, tylko po prostu lekcja historii, którą możemy wyciągnąć właśnie ubraną w fabułę.

Śląsk Austriacki opisuje pan bardzo idealistycznie, jako krainę wielokulturową z ludźmi generalnie otwartymi na siebie nawzajem. Czy to nie za bardzo sielankowy opis mimo pojawiających się potem konfliktów?

Nikt z nas nie ma doświadczenia, jaki ten Śląsk Austriacki faktycznie był, bo trzeba by się w ten czas przenieść i poznać codzienność ludzi wówczas żyjących. Ja bardziej chciałem przedstawić Śląsk Austriacki w kontekście czasów i ludzi, którzy nie doświadczyli wojny światowej. Często pojawia się termin belle epoque i rzeczywiście życie bez doświadczenia wojny światowej musiało być inne. Konflikty zapewne istniały, ale nie było takich krzywd, jakie my dziś znamy i przez które na innych patrzymy. Oni tego nie znali. Opisując więc Śląsk Austriacki, chciałem pokazać, że świat bez doświadczenia wojen tak mógł wyglądać.

Jonasz Milewski. Foto: latzel.pl

W powieści pojawia się również członek pana rodziny z Cieszyna i nie odgrywa bynajmniej całkowicie drugoplanowej roli.

Tak, chodzi o przyjaciela wójta Gotharda Latzela. To mój prapradziadek, którego udało się odnaleźć po długich poszukiwaniach. Zmarł zaledwie 111 lat temu, a dziś w rodzinie wszyscy jego potomkowie, których spotkałem, nie mieli pojęcia, że ktoś taki żył.

Tak się dobrze złożyło, że mnóstwo dokumentów urzędowych udało się odnaleźć, więc jego życie prześledziłem. I chciałem tę postać wprowadzić do powieści jako przyjaciela wójta. Co ciekawe, Gothard Latzel, który pochodził z Setzdorf (Vápenná) w powiecie Freiwaldau (Jeseník), skąd przeprowadził się do Troppau (Opava), a potem do Teschen (Cieszyn), mógł prawdopodobnie poznać wójta Istebnej w prawdziwym życiu, ponieważ pracował jako goniec w sądzie w Jabłonkowie, a Istebna i wójt podlegali pod sąd właśnie tam. Więc być może się kiedyś spotkali, bo mieszkali i urzędowali w tych samych latach właśnie w Jabłonkowie i Istebnej. Ale głównym celem nie było udowadnianie, że mogli się spotkać. Bardziej jest to wymyślona przyjaźń, aby Gotharda postawić znowu w miejscu, w którym powinien być, czyli w świadomości jego potomków.

Książka jest dość świeża, ale czy ma pan już pierwsze informacje o tym, jak ją odbierają czytelnicy?

Tak. Książka jest moim debiutem literackim, więc nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyłem, że ktoś wysyła SMS-a, pisze maila lub dzwoni i mówi, że książkę przeczytał w dwa dni. To jest dla mnie dowód, że potrafi wciągnąć. Te pierwsze reakcje i podziękowania za napisanie książki były bardzo miłe. I cieszę się, że media zareagowały na nią, podobnie jak instytucje kultury, choćby biblioteka w Cieszynie, która zaprosiła mnie w maju na spotkanie z czytelnikami. To naprawdę miłe przeżycie i doświadczenie, które motywuje do dalszej pracy.

Show More