Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Verlorene Heimat im globalen Kontext

 

Bartholomäus Nowak gehört zum Wissenschaftlerstab, die an der „entKOMMEN”-Ausstellung mitwirkten. Klaudia Kandzia hat mit ihm über seine Arbeit und die Heimat gesprochen.

 

Bartholomäus Nowak in der Ausstellung „entKOMMEN“ in Zittau
Foto: Klaudia Kandzia

 

Herr Nowak, Sie haben die Schicksale der polnischen Zeitzeugen dokumentiert. Dass sich die Menschen Ihnen anvertrauten, dabei halfen Ihnen nicht zuletzt auch Ihre polnischen Sprachkenntnisse. Wie haben Sie diese erworben?

Ich bin in Oppeln geboren. Als ich drei Jahre alt war, sind meine Eltern mit mir nach Deutschland umgesiedelt. Seitdem lebe ich in Deutschland. Ich bin in Sindelfingen aufgewachsen und habe in Tübingen studiert.

 

 

Sie sind als Spätaussiedler in die Bundesrepublik gekommen?

 

Ja, allerdings konnten meine Eltern kein Deutsch. Wie es eben so war, mussten sie das Deutsche erst lernen. Bei mir war es umgekehrt, ich musste später wieder mein Polnisch erlernen.

 

 

Wie sind Sie zu dem Projekt „entKOMMEN“ in Zittau gekommen?

 

Auf Umwegen. Meine Frau hat eine interessante Stelle in Görlitz gefunden. Da sie auch Polnisch gelernt hat, war für uns war klar, dass wir in einer Stadt leben wollten, die deutsch-polnisch ist. Dann hat sich eben ergeben, dass man für das Projekt „entKOMMEN“ jemanden, der sich um die Ausstellung kümmert und auch mit der polnischen Seite kommunizieren kann, gesucht hat.

 

 

Finden Sie, dass die deutsch-polnische Nachkriegsgeschichte so weit bewältigt ist, dass man nun auch die neuen Flüchtlinge und Migranten mit „ins Boot nimmt“? Sind diese Schicksale vergleichbar?

 

Die ganze Ausstellung war so konzipiert, dass es um keine bestimmten Gruppen ging, sondern erst einmal um Flucht und Vertreibung generell, weil das für diese Region immer sehr bedeutsam war. Es gab durchaus schon Ausstellungen, die nur die Vertreibungsschicksale nach 1945 thematisiert haben. Es gab aber bisher in dieser Gegend, und insbesondere in Zittau, nicht, dass man auch auf die polnische Seite geschaut hat. Diese Geschichte haben wir nun darzustellen versucht. Damit das Ganze einen globaleren Kontext bekommt, sind wir von der Zeit 1945 einerseits zu den Glaubensflüchtlingen im 17. und 18. Jahrhundert zurückgereist, und haben andererseits auch die Brücke zum Heute geschlagen.
Uns war dabei immer bewusst, dass das nicht vergleichbar ist. Aber einige Gemeinsamkeiten gibt es dann doch. All diese Menschen haben ihre Heimat verloren. Dabei gibt es meiner Meinung nach keinen Interpretationsspielraum: Dort, wo ich geboren bin, dort, wo ich zur Schule gegangen bin, dort, wo ich gearbeitet habe, dort bin ich jetzt nicht mehr und vermutlich – diese Angst besteht – werde ich dort nie wieder sein.

 

 

Wo ist Ihre Heimat?

 

Ich würde sagen: dort, wo man sich wohl fühlt. Ich fühle mich hier sehr wohl, aber ich habe einmal gehört: „Heimat ist dort, wo man die Sterbeanzeigen in der Zeitung liest“. Ich bin in Sindelfingen aufgewachsen, dort in die Schule gegangen und so betrachtet, habe ich den Großteil meines Lebens dort verbracht. Ich würde sagen, Sindelfingen ist meine Heimat, allerdings bin ich nicht so sentimental, dass ich jetzt davon träume, dorthin wieder zurückzukehren. Ich freue mich jedes Mal, wenn ich zurückkomme – aber ich freue mich auch immer wieder, wenn ich in Oppeln oder in Chrosczinna (Chróścina) bin, dort, wo meine Großeltern bis heute wohnen. Das ist im Grunde für mich auch Heimat. Dort habe ich Kindheitserinnerungen, dort war ich so häufig in den Ferien.

 

 

Also doch sentimental?

Es war eine Hoffnung, dass, wenn ich nach Görlitz ziehe, ich dann doch öfter dort bin. Aber es hat bislang nur einmal in den drei Jahren, in denen ich in der Neißestadt lebe, geklappt. Das war zur „Eisernen Hochzeit“ meiner Großeltern.

 

 

 

 

Utracona ojczyzna w kontekście globalnym

 

Bartholomäus Nowak jest członkiem sztabu naukowców, którzy współpracowali przy zorganizowaniu ekspozycji pn. „entKOMMEN”. O jego pracy i tematyce ojczyzny rozmawia z nim Klaudia Kandzia.

 

 

Zajmował się Pan dokumentowaniem losów polskich świadków zdarzeń, o których traktuje ekspozycja. To, że ludzie ci postanowili się Panu zwierzyć, zawdzięcza Pan także znajomości języka polskiego. Jak Pan jej nabył?

Urodziłem się w Opolu. Kiedy miałem trzy lata, moi rodzice wraz ze mną przenieśli się do Niemiec. Od tego czasu mieszkam w Niemczech. Wychowałem się w Sindelfingen, a studiowałem w Tybindze.

 

 

Przybył Pan do RFN jako późny repatriant?

Tak, aczkolwiek moi rodzice nie znali języka niemieckiego. Musieli się go więc dopiero nauczyć, natomiast ze mną było odwrotnie, bo mnie przyszło w późniejszym czasie nauczyć się polskiego.

 

 

Jak Pan trafił na projekt „entKOMMEN” będąc w Zittau?

Okrężną drogą. Moja żona znalazła ciekawą pracę w Görlitz. Ponieważ ona także uczyła się języka polskiego, było dla nas jasne, że chcielibyśmy zamieszkać w mieście, w którym żyją zarówno Niemcy, jak i Polacy. A potem okazało się, że autorzy projektu „entKOMMEN” poszukują kogoś, kto zajmie się wystawą, a także będzie komunikował się ze stroną polską.

 

 

Czy uważa Pan, że udało nam się na tyle uporać z powojenną historią polsko-niemiecką, że zasadne jest uwzględnienie także nowych uchodźców i migrantów? Czy to są porównywalne losy?

Koncepcja wystawy zakładała, że nie chodzi o konkretne grupy, lecz w pierwszym rzędzie o samo zjawisko uchodźstwa bądź wypędzenia, ponieważ to miało zawsze duże znaczenie dla tego regionu. Oczywiście były już organizowane wystawy, który podejmowały temat losów wypędzonych po 1945 roku, ale jak dotąd nie podjęto w tej okolicy, a zwłaszcza w Zittau, próby spojrzenia na polską stronę. I właśnie takie historie postanowiliśmy przedstawić. Aby jednak nadać całości kontekst globalny, obierając za punkt wyjścia rok 1945, z jednej strony cofnęliśmy się w czasie do okresu uchodźstwa religijnego, jaki miał miejsce w XVII i XVIII wieku, z drugiej zaś strony zatoczyliśmy łuk sięgający aż do czasów nam współczesnych.

Mieliśmy przy tym świadomość, że nie jest to porównywalne, ale mimo wszystko istnieją elementy wspólne. Wszyscy ci ludzie utracili swoją ojczyznę. Nie ma tu zresztą moim zdaniem możliwości interpretowania tego pojęcia – tam gdzie się urodziłem, tam gdzie chodziłem do szkoły, tam gdzie pracowałem, tam mnie już nie ma i istnieje obawa, że prawdopodobnie nigdy mnie tam już nie będzie.

 

 

Gdzie jest Pana ojczyzna?

Powiedziałbym, że tam, gdzie się człowiek dobrze czuje. Ja czuję się dobrze tutaj, ale kiedyś usłyszałem takie oto powiedzenie: „Ojczyzna jest tam, gdzie się czyta nekrologi w gazecie”. Wychowałem się w Sindelfingen, tam chodziłem do szkoły i z tego punktu widzenia to tam spędziłem większość życia. Powiedziałbym więc, że Sindelfingen to moja ojczyzna, ale z drugiej strony nie jestem na tyle sentymentalny, aby marzyć o tym, by tam powrócić. Cieszę się za każdym razem, gdy tam jestem, ale cieszę się też, bywając w Opolu czy Chróścinie, gdzie do dziś mieszkają moi dziadkowie. W gruncie rzeczy to też jest dla mnie ojczyzna. Stamtąd mam wspomnienia z dzieciństwa, tam byłem jakże często na wakacjach czy feriach.

 

 

A więc jednak jest w Panu nutka sentymentalności.

Miałem taką nadzieję, że gdy przeniosę się do Görlitz, to będę tam częściej bywał, ale jak dotąd, przez te trzy lata, odkąd mieszkam w mieście nad Nysą, udało się to tylko raz. Było to w żelazne gody moich dziadków.

Show More