Przez 35 lat nasz periodyk współtworzyło wielu ludzi. Rzecz oczywista, że byli to różni dziennikarze i redaktorzy naczelni. Ale przecież nie tylko oni. Byli jeszcze: tłumacze, korektorzy, pracownicy biurowi, fotoreporterzy. Niestety nie wszyscy z nich wciąż są wśród nas. W ostatnim numerze gazety jako tygodnika chcę przypomnieć o niektórych osobach, bez których „Wochenblatt” nie byłby tym, czym dziś jest.
– Mimo że to gazeta mniejszości, a może nawet dlatego, to ważne, żeby język polski był bez zarzutu – powiedział mi kiedyś nasz korektor języka polskiego Krzysztof Szymczyk. I poprawności języka polskiego pilnował u nas bezkompromisowo. Kiedy miał wątpliwości, nie wahał się dzwonić, pisać, ponaglać, jakby od tego, czy urząd gminy piszemy małą czy dużą literą, zależało czyjeś życie. Błędów językowych nie bał się wytykać nawet redaktorom naczelnym, a kiedy z upływem lat coraz lepiej znał język niemiecki, ośmielał się kwestionować „podejrzane” jego zdaniem wyrazy również w języku sąsiada. Jednocześnie czynił to z delikatnością i wielką dyplomacją człowieka, który wie, że nikt nie lubi być posądzany o popełnianie błędów.

Przez wiele lat współpracował z drugim naszym korektorem – języka niemieckiego, panem Waldemarem Lichym. Pan Lichy miał u nas pozycję absolutnego autorytetu językowego, a zarazem istnego człowieka renesansu, który ze względu na swoje oczytanie i doświadczenie językowe zna się prawie na wszystkim. Były więc gramatyczne, stylistyczne i merytoryczne wyroki pana Lichego zawsze wyrokami ostatniej instancji, od których nie było odwołania i nie było też odwrotu. Jego słowo było słowem ostatecznym, ucinającym i zamykającym dyskusję. Jego „tak tego nie możemy zostawić”, wypowiadane tonem kategorycznym, kończyło wszelkie polemiki.

Nieraz byłam świadkiem rozmów Krzysia Szymczyka i pana Lichego i chociaż minęło już tyle lat, nie doświadczyłam dialogów równie kulturalnych, inteligentnych i przepełnionych wzajemnym szacunkiem. Tak może rozmawiać ze sobą tylko dwóch mędrców, ludzi niezwykle wrażliwych emocjonalnie i niesamowicie inteligentnych. Obaj szanowali czytelników naszej gazety i chcieli, żeby tygodnik, który trafiał do ich rąk, był czasopismem jakościowym i przede wszystkim – pozbawionym jakichkolwiek błędów. Jaka szkoda, że żadnego z nich nie ma już, niestety, wśród nas!
Słowo korektora, pana Waldemara Lichego, było słowem ostatecznym, zamykającym dyskusję, kończącym wszelkie polemiki.
O wiele za wcześnie odszedł też jeden z naszych redaktorów, dziennikarz o gołębim sercu i literackim talencie: Krzyś Cholewa, którego niektórzy znali jako Kristofka. Kiedy w 2002 r. dołączyłam do redakcji jako studentka, wziął mnie pod swoje skrzydła i nauczył wszystkiego, co było ważne, traktując mnie, nowicjuszkę, z wielką wyrozumiałością i cierpliwością. Bo dla Krzysia najważniejsi byli ludzie, a dopiero później ich historie.

Tutaj można dowiedzieć się, kto tworzył gazetę przez 32 lata i kto od 2006 r. starannie poprawia niemiecką wersję językową:
https://wochenblatt.pl/super-duo-des-wochenblatt-pl/