Z Robertem Starostą, kandydatem Wolnych Wyborców Bawarii w wyborach bezpośrednich do Bundestagu, wywodzącym się z Górnego Śląska, o celach realizowanych przez partię oraz jej ofercie dla mniejszości niemieckiej rozmawia Rudolf Urban.
Kim są właściwie Wolni Wyborcy, o których można było usłyszeć bodaj tylko w Bawarii i Brandenburgii w związku z wyborami do Landtagu?
Wolni Wyborcy Bawarii są reprezentowani drugą kadencję w tamtejszym Landtagu, gdzie mając 9% mandatów, są trzecią co do wielkości frakcją. Prócz tego mamy swoich reprezentantów w 10 powiatach i różnych sejmikach powiatowych i okręgowych, a także licznych przedstawicieli w ratuszach. Jako ugrupowanie polityczne istniejemy od ponad 30 lat, a naszym politycznym domem są samorządy, mamy bowiem silną reprezentację w gminach i powiatach. Przyłączają się do nas przeważnie bezpartyjni burmistrzowie działający na płaszczyźnie ponadpartyjnej, a także tacy, którzy po prostu nie chcą należeć do żadnej z tradycyjnych partii. Naszym podstawowym założeniem jest więc wolna, niezależna działalność.
Mimo to muszą istnieć wspólne cele łączące was wszystkich, umożliwiające wypracowywanie wspólnych stanowisk na poziomie stowarzyszenia.
Oczywiście, uprawiamy rzeczową politykę przyjazną ludziom, reprezentujemy wartości obywatelskie i czujemy się zobowiązanie wobec wyborcy. Programowo jesteśmy niedaleko CSU, naszą ambicją jest ulepszenie jakości polityki.
Wolni Wyborcy wywodzą się, jak mawiają, z samorządu. Dlaczego więc przystępują do wyborów do Bundestagu?
Startujemy obecnie po raz drugi i chodzi nam o to, żebyśmy, będąc już partią o ugruntowanej pozycji, reprezentowaną w Landtagu Bawarii i startującą w wyborach do Bundestagu, stali się znani poza granicami Bawarii i przenosili do pozostałych krajów związkowych ideę silnych samorządów. Chcemy zaoferować mieszkańcom kraju alternatywę opartą na miejscowych zasobach i potencjale – alternatywę dla braku alternatywy propagowanego przez panią kanclerz oraz alternatywę dla samozwańczej Alternatywy dla Niemiec (AfD).
W odniesieniu do mniejszości niemieckich żyjących poza granicami Niemiec w swoim programie wyborczym zapisaliście zaledwie jedno zdanie, które brzmi następująco: „Pragniemy wspomagać działalność kulturalną mniejszości niemieckich żyjących w krajach takich jak Belgia, Polska, Słowacja, Czechy, Węgry, Rosja czy Rumunia oraz wspierać je jako bliscy partnerzy i przyjaciele”. Musi Pan przyznać, że jest to bardzo ogólnikowe stwierdzenie. Co zatem jako Wolni Wyborcy zamierzacie konkretnie zaoferować Niemcom za granicą?
Owszem, stwierdzenie ma ogólną formę, z drugiej strony jednak nie dostrzegam istotnej różnicy w tym zakresie w programach pozostałych partii. Jedyni, którzy się starają, to CDU/CSU, a czynią to choćby przez wzgląd na historię i tradycję.
Co my możemy zrobić? Wolni Wyborcy oraz ich struktura mogliby być przykładem dla gmin, powiatów oraz obu górnośląskich województw, nie ma bowiem konieczności opierania się na strukturach typowych dla Platformy Obywatelskiej (PO) i oferowania swoich usług, lecz np. na strukturach Wolnych Wyborców, którzy prezentują energiczną postawę wobec największych partii.
Mniejszości trzeba przy tym oczywiście wzmacniać, na ile jest to możliwe, gdyż jednym z mierników demokracji w każdym państwie jest sposób i zakres wspierania mniejszości. Stąd ważne jest też umacnianie statusu języka, kultury i tradycji oraz propagowanie zrozumienia tych kwestii wśród większości społeczeństwa.
Wasz program wyborczy zawiera też jednak zapis o zniesieniu podwójnego obywatelstwa, co nie przyniesie wam głosów tu w kraju.
Ten punkt nie odnosi się jednak do mieszkańców Górnego Śląska, lecz do Niemców, którzy pierwotnie pochodzą z Turcji i żyją w Niemczech w drugim lub trzecim pokoleniu. Biorąc pod uwagę niedawne wydarzenia, trzeba stwierdzić, że integracja tej grupy tzw. gastarbeiterów niezupełnie się udała. Brzmienie tego zapisu jest wynikiem dyskusji dotyczącej pewnych fundamentalnych założeń, ale jak już wspomniałem, nie dotyczy ono Niemców żyjących w Polsce.
W wyborach do Bundestagu startujecie obecnie po raz drugi. Jak Pan uważa, jakie szanse ma Pan w nich osobiście oraz Wolni Wyborcy jako partia?
Mamy nadzieję, że w efekcie startu w wyborach uda nam się wejść do parlamentu. Dla mnie wzorcowym przykładem w tym względzie były pierwsze wybory do Bundestagu po przełomie politycznym z 1990 roku, w rezultacie których w ogólnoniemieckim Bundestagu zasiadło trzech posłów PDS (obecnie Lewica, przyp. red.), którzy startowali jako kandydaci bezpośredni. I to powinno być dla nas namacalnym celem, to by wystarczyło, abyśmy stali się znani na terytorium całych Niemiec i jako Wolni Wyborcy mogli zabierać głos w sprawach państwa.
Zarówno dla mnie osobiście, jak i dla innych kandydatów ewentualna porażka w wyborach nie byłaby żadną tragedią, po prostu będziemy dalej robić to, co robimy. Wybory w Bawarii do Bundestagu są dla nas sygnałem do rozpoczęcia kampanii mającej na celu start w wyborach do Landtagu, które odbędą się za rok. Naszą główną intencją jest to, aby w Bawarii Wolni Wyborcy nadal byli trzecią siłą polityczną.