Koła mniejszości niemieckiej w miastach nie mają łatwo, muszą się zmagać z wieloma przeciwnościami. DFK w Ozimku jest mimo wszystko aktywną grupą, która w październiku obchodziła srebrny jubileusz istnienia. Z przewodniczącym koła, Janem Czokiem, rozmawiała Dagmara Mientus.
Minęło już 25 lat od momentu założenia DFK w Ozimku. Jak wyglądały początki waszej grupy?
Jestem już przewodniczącym od 23 lat, moim poprzednikiem był Bruno Cichoń. Początki wspominam dobrze, bo przy zakładaniu koła było 680 ludzi, którzy rozsiani byli po całej gminie – Krasiejowie, Antoniowie, Schodni i innych miejscowościach.
Jak obecnie wygląda struktura waszego koła?
Teraz nie jest tak wesoło jak ćwierć wieku temu. Jak wiadomo, w Ozimku 80% ludzi jest napływowych, a to mówi samo za siebie. W tym momencie mamy około 150 członków. Osoby w zarządzie są już coraz starsze, tak jak ja. Chciałem już zrezygnować, bo sił jest mniej niż na początku, ale nie ma komu przekazać tego, co już wypracowaliśmy. Najgorsze w tym wszystkim, że u nas w kole tak naprawdę nie ma żadnych młodych ludzi i nikt nie chce się podjąć kierowania grupą.
Pomieszczenie przy żłobku w Ozimku jest już waszą piątą siedzibą. Skąd się wzięły takie problemy lokalowe?
Trudno jest powiedzieć, jakie jest źródło tych problemów. Na początku spotykaliśmy się w domu kultury i spółdzielni mieszkaniowej, a kolejnym naszym miejscem było pomieszczenie koło świniarni. Tam było tak mało miejsca, że musieliśmy stać, bo nawet krzesła się nie mieściły. Tak nie mogliśmy pracować, więc walczyliśmy o większe lokum. Ile wtedy musieliśmy się naprosić, nadenerwować, to już nawet nie wspomnę. Trzecia nasza siedziba nie była wcale lepsza – 28 metrów kwadratowych! I dopiero kiedy burmistrzem został Jan Labus, ogólna sytuacja mniejszości w Ozimku się poprawiła.
To dzięki panu Labusowi udało wam się w końcu znaleźć wasze miejsce?
Tak, ale też było trochę zamieszania. Burmistrz zaproponował, abyśmy się przenieśli do żłobka, bo było mało dzieci i dużo przestrzeni nieużywanej. Wtedy postaraliśmy się z panem Labusem o 50 tysięcy złotych z Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej. I nawet większość kół otrzymała takie dofinansowanie – jest nas 10 kół, a 8 otrzymało pieniądze na świetlice. Za tę sumę wyremontowaliśmy pomieszczenie w żłobku. Ale po czterech latach w żłobku przybyło dzieci i musieliśmy zwolnić to miejsce. Na szczęście, po wielu walkach, w ramach rekompensaty gmina wyremontowała nam pomieszczenie przy żłobku. Teraz mamy nawet osobne wejście i nikomu nie przeszkadzamy. Teraz jesteśmy spokojni o swój los.
Jako koło już wiele przeszliście. Czy macie jeszcze motywację do pracy i aktywności?
Oczywiście. Co roku organizujemy zabawę karnawałową, Mutter- i Vatertag, różne wycieczki, Nikolaustag. Przez wiele lat były też kursy języka niemieckiego, mamy także amatorski klub skata, spotkania adwentowe i wiele innych projektów. Przy naszym kole działa również zespół ludowy Heidi. Motywację dają nam także ludzie, którzy często ofiarują nam różne sprzęty czy też swoją pomoc, wykonując różne usługi. Ci wszyscy ludzie, nasi członkowie, są powodem, dla którego chcemy działać, dla których jeszcze jesteśmy.
Jak świętowaliście swoją rocznicę?
Świętowaliśmy w ozimeckim domu kultury. W programie były występy naszego zespołu Heidi, Julki Ledwoch, a wieczorem zabawę taneczną poprowadził Adrian Zmuda. Swoją obecnością zaszczycili nas między innymi poseł Ryszard Galla i wicemarszałek województwa opolskiego Roman Kolek. Wszyscy bawili się doskonale i ta uroczystość była takim pozytywnym startem, mam nadzieję, na kolejne 25 lat.
Przy DFK w Ozimku od ponad 20 lat działa zespół ludowy Heidi.
Źródło: DK w Ozimku