Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

To nie był pokój

 

Dokładnie 3 lipca 1921 r., w niedzielę, o godzinie 11.00 w Szopienicach miało miejsce uroczyste wręczenie sztandaru powstańcom górnośląskim przez obrońców Lwowa, jako wyraz braterstwa. Sztandar został ufundowany przez mieszkańców miasta Lwowa, a następnie poświęcony w Częstochowie.

 

Sztandar został wręczony Wojciechowi Korfantemu po uroczystej mszy świętej sprawowanej na boisku przy ulicy 3 Maja przez delegację obrońców Lwowa. Został on udekorowany odznakami wszystkich odcinków walk z czasów obrony tego miasta. Do uczestnictwa w uroczystości wezwano w polskich mediach wszystkie organizacje wraz z pocztami sztandarowymi, co miało być swoistego rodzaju demonstracją polityczną. Sztandar wręczono w głównej komendzie wojsk powstańczych w Szopienicach, o czym donosił periodyk „W Obronie Ojczyzny” (nr 28, 1921). Warto wspomnieć, że sztandar powstał z inicjatywy Marii Tereszczakówny, uczestniczki obrony Lwowa, działaczki społecznej i narodowej, która jeździła po Górnym Śląsku i wygłaszała odczyty na temat związku Śląska z Polską. Niezwykle ważne były działania Polaków, którzy przyjeżdżali na Górny Śląsk i uświadamiali Ślązaków o ich polskości, o której nie mieli pojęcia. We Lwowie – podobnie jak w innych miastach w Polsce – powstał Komitet Obrony Kresów Zachodnich, który już na początku 1920 r. zajął się sprawami agitacji i propagandy: „W tym celu apelowano «do ofiarnego społeczeństwa polskiego» o nadsyłanie: «reprodukcji obrazów odnoszących się do historii Polski», «wizerunków królów polskich, bohaterów i wieszczów», «książek ilustrowanych w ozdobnej oprawie», «widoków, fotografii z różnych okolic Polski, z sławniejszych miejscowości historycznych» oraz «wizerunków lub fotografii, o ile możności kolorowych, typów ludowych i ubiorów»” [Barbara Maresz: Lwowskie echa powstań śląskich i plebiscytu, Czasopismo Biblioteki Śląskiej, t. 31, 2020, s. 10 i nast.]. […]

 

Wstrząsające relacje świadków
Na 3 lipca 1921 r. wypadała ostatnia niedziela trwania działań zbrojnych na Górnym Śląsku. Wprawdzie rozdzielanie stron konfliktu przez wojska Międzysojuszniczej Komisji trwały już od 28 czerwca 1921 r., to jednak wciąż trwał terror powstańców, czego dowodzą tysiące relacji świadków. W tym czasie administracja zaczynała funkcjonować i w dużych miastach zaczęli się zgłaszać pierwsi świadkowie i zeznawali o zbrodniach i przestępstwach.

Wojciech Korfanty doczekał się pomników i ulic swojego imienia w większości śląskich miast. Na zdjęciu pomnik Korfantego w Siemanowicach Śląskich.
Foto: Wikipedia

Oddajmy im głos: „Regina Nothmann, z domu Aufrichtig, Hindenburg [pol. Zabrze], dnia 8 lipca 1921 r. Żona ślusarza, Regina Nothmann, z domu Aufrichtig, pochodząca stąd, Barbarastraße 9, oświadczyła: Dnia 03.07.1921 r. został rozstrzelany mój mąż, ślusarz J. N. (Jakob Nothmann) w Morgenroth [obecnie Chebzie – dzielnica Rudy Śląskiej – przyp. W.G.]. Został zatrzymany przez trzech uzbrojonych powstańców, którzy mieli pochodzić z Zabrza, w drodze z Morgenrot do Königshütte [pol. Chorzów]. Nie znam ich nazwisk. Mój mąż został zaprowadzony do szkoły w Morgenroth i był tam maltretowany. Stamtąd zabrano go do cegielni w Morgenroth, gdzie wrzucono go do wody, wyciągnięto z niej, następnie dalej znęcano się nad nim, a w końcu został zastrzelony, w ten sposób, że pocisk przeszedł przez szyję do skroni. Jedna z kobiet w urzędzie celnym w Morgenroth miała widzieć wszystko to, o czym mówiłam. Nie wiem, jak ta kobieta się nazywa. Na polecenie dowódcy polskich powstańców ciało mojego męża zostało przeniesione do lazaretu w Godullahütte [obecnie Godula – dzielnica Rudy Śląskiej – przyp. W.G.], gdzie go znalazłam.

odczytano, zatwierdzono, podpisano (protokół spisano) (-) R.N. Regina Nothmann R. Riedel
[Źródło: Note des deutschen Ausschusses für Oberschlesien an die Interalliierte Regierungs- und Plebiszit-Kommission in Oppeln, vom 27. Juli 1921, s. 94]. „Panna Helene R., córka karczmarki R., miejscowa, zeznała co następuje: Po strasznym czasie pod polską władzą horda Polaków naszła moich rodziców i rodzeństwo w nocy z 3 na 4 czerwca. Ojciec leżał w łóżku z powodu ciężkich obrażeń odniesionych przez bandę, a mama została przez nich potraktowana bestialsko, a wszystko działo się pod takim pretekstem, że w domu miała być broń, którą należało wydać. Ja sama oraz moja starsza siostra zostałyśmy zmuszone, aby udać się do należącej do nas cegielni, aby tam szukać broni. Jakikolwiek opór mijał się z celem, ponieważ zostałyśmy pobite gumowymi pałkami do tego stopnia, że z bólu musiałam poddać się ich woli. Za mną poszła również moja siostra, aby nie zostawiać mnie samej. 5 z tych powstańców nas wyprowadziło. W pobliżu cegielni czterech z tych mężczyzn zatrzymało moją siostrę, a ja została zmuszona przez jednego z tych bandytów, aby iść dalej. Jak już zniknęłam z widoku mojej siostry, kazał mi się zatrzymać. Ten mężczyzna przyłożył mi lufę karabinu do piersi i powiedział, że mnie teraz zastrzeli. Następnie bijąc mnie gumową pałką zmusił mnie, abym się położyła. Ze strachu i z bólu musiałam to zrobić. Jakikolwiek opór był bezcelowy, a ja zostałam zgwałcona przez tego zwyrodnialca przestępcę. Po tym czynie wróciłam do siostry, którą wciąż przytrzymywało czterech bandytów. Odprowadzono nas z powrotem do domu przy tym nie przerwanie napastując. Nawet w sypialni, w której byli obecni rodzice, byłyśmy z siostrą ordynarnie napastowane. Ta banda opuściła nasze mieszkanie dopiero o brzasku. /-/ Helene R. [Źródło: Das Martyrium der Deutschen in Oberschlesien Gewaltakte und Greueltaten der Polen während des 3. Aufstandes in Oberschlesien im Mai und Juni 1921, brak miejsca i roku wydania, s. 21, 22].

 

Trudno dziś powiedzieć, czy gwałciciele odpowiedzieli za swój czyn, ale raczej nie, gdyż w aktach Centralnego Archiwum Państwowego dotyczących spraw sądowych brak wyroków skazujących za gwałty. Jedno jest pewne, że tacy powstańcy niechętnie wracali do rzeczywistości ze świata, w którym byli panami życia i śmierci i mogli sobie „chędożyć” bez ograniczeń. Jednak miejscowa ludność zachowała w pamięci tragiczne wydarzenia tamtego czasu i niechętnie uczestniczyła w rocznicowych upamiętnieniach powstań śląskich, na których często byli obecni „przyjezdni” lub tacy, w których domach pielęgnowano chwalebną pamięć walk z czasów romantycznego „zrywu”.

 

Wyzwalanie oblężonych miast
W tym samym czasie do oblężonych od dwóch miesięcy miast wkraczały wojska międzysojusznicze, oczywiście nie Francuzi, bo oni już tam byli. Głównie chodzi o Anglików, gdyż wojska francuskie, jak pokazują fakty, nie spełniły swojej roli pokojowej. 4 lipca 1921 r. wkroczyli do Bytomia żołnierze angielscy, którzy byli witani przez licznie zgromadzonych bytomian. W pierwszym dniu wolności doszło do zamieszek i ataków na Francuzów, którzy chcąc się bronić, wzięli 20 zakładników. W czasie demonstracji zostało rannych wielu mieszkańców, w tym żołnierzy francuskich, dopiero gdy pojawili się Anglicy, udało się opanować sytuację. Podczas zajść został zastrzelony francuski oficer major Bernard Montalegre, była to druga ofiara śmiertelna wśród francuskiej kadry oficerskiej w trakcie całego III powstania śląskiego. Sprawca został jednak ujęty, aresztowany i skazany. Podobnie przebiegało wkroczenie Anglików do Katowic, gdzie witający ich tłum katowiczan śpiewał „Deutschland, Deutschland über alles…” Francuzi odebrali śpiewanie hymnu niemieckiego jako prowokację, wyprowadzili wojsko z koszar i użyli broni.

25 czerwca 1921 r. w dworku w Błotnicy Strzeleckiej Francuzi wynegocjowali z Niemcami warunki zawieszenia broni.
Foto: Wikipedia

Pozostaje pytanie: dlaczego reakcje mieszkańców miast były tak żywiołowe? W pierwszych dniach działań zbrojnych powstańcze wojska polskie brały duże miasta w okrążenie, co nazywano cernowaniem. Miasta oblężone były odcinane od jakichkolwiek dostaw oraz zaopatrzenia w żywność i artykuły pierwszej potrzeby. Rzeczpospolita wysyłała wprawdzie z Polski transporty z zaopatrzeniem, ale dostarczano je tylko powstańcom, a więc sytuacja aprowizacyjna ludności stała się bardzo trudna, a ceny poszybowały gwałtownie do góry. Środkiem płatniczym na Górnym Śląsku była marka niemiecka, a Górnoślązacy zostali praktycznie pozbawieni pieniędzy, ponieważ walki wybuchły na krótko przed wypłatą wynagrodzeń dla górników, hutników i pracowników najemnych. Dyktator Korfanty zaraz wskazał winnego – to byli oczywiście Niemcy, którzy nie przysłali z Berlina 500 000 000 marek na Górny Śląsk, no i naturalnie wielki kapitał niemiecki i niemieccy przemysłowcy [Leszek Kania: Góra św. Anny – Kędzierzyn 1921, Warszawa 2021, s. 180]. Wprawdzie dyktator Wojciech Korfanty podjął działania polegające na wprowadzeniu do kopalń i przedsiębiorstw swoich ludzi i ustanowił nielegalne zarządy przymusowe, ale zapomniał, że przemysł, aby wypłacać wypłaty, musi zarabiać, a dopiero co sam ogłosił strajk generalny. Po zajęciu terytorium Górnego Śląska nakazał więc siłą podjęcie pracy przez robotników, co stało się 9 maja 1921 r. Problem był też inny, na jego rozkaz wysadzono wszystkie mosty oddzielające Górny Śląsk od zachodu i nie było nawet możliwości eksportowania węgla, stali i innych wyrobów przemysłowych, gdyż główni odbiorcy byli na zachodzie, czyli w pozostałej części Niemiec, w Austrii i Włoszech. Rząd polski też nie kupował węgla, ponieważ nie miał środków, a mógł jedynie odbierać transporty praktycznie za darmo, co też się działo. Wszystko to składało się na bardzo trudną sytuację mieszkańców. Na domiar złego w miastach, w których wprawdzie oddziały zbrojne Korfantego nie przejęły władzy, jednak ludność odczuwała dotkliwie oblężenie, ponieważ odcięto wodociągi, gaz, prąd, co pogarszało sytuację epidemiczną i higieniczną. […]

Katowice były oblężone do samego końca działań zbrojnych przez katowicki 3. pułk piechoty, zluzowany następnie przez 16. pułk piechoty. Francuzi specjalnie nie przejmowali się tym stanem rzeczy i nie wymusili podjęcia zaopatrzenia w prąd i wodę, co więcej, wojska francuskie jawnie współpracowały z polskimi, o czym świadczy wiele przypadków. W Bytomiu na przykład Francuzi zawarli układ z polskimi wojskami, w myśl którego wojsko francuskie pozostało w mieście i zajęło ratusz, dworzec, gmach poczty, a w pozostałej części miasta były wojska powstańcze. Podobnie było w Zabrzu, gdzie miasto zostało podzielone na strefy wpływów [Leszek Kania: Góra św. Anny i Kędzierzyn 1921, Warszawa 2021, s. 161]. Taka sytuacja umożliwiła bezkarną działalność grup zbrojnych i otwarła drogę do represji ludności cywilnej zdanej na łaskę i niełaskę oddziałów powstańczych. Na terenach okupowanych Korfanty wprowadził swoje sądownictwo, godzinę policyjną i własny aparat terroru i represji, który czuwał nad zakazem wychodzenia z domów po godzinie 20.00, zakazem zgromadzeń, nawet w lokalach zamkniętych, cenzurą prasy, cenzurą połączeń telefonicznych. Dopiero w tym świetle można zrozumieć reakcje mieszkańców i ich stosunek do wojsk francuskich i polskich działaczy, a w literaturze często przemilcza się aspekty rzeczywistości i codzienności. […]

 

Otwarte rany
Ostatni akord walk, które w polskiej historiografii nazywa się III powstaniem śląskim, wybrzmiał 25 czerwca 1921 r. w dworku w Błotnicy Strzeleckiej, w którym Francuzi wynegocjowali z Niemcami warunki zawieszenia broni. […] Powstanie kosztowało wiele istnień ludzkich, spowodowało potężne zniszczenia i otwarło rany, jakich nie było tu nigdy wcześniej. Nie znaczy to oczywiście, że 5 lipca 1921 r. ustał przelew krwi na Górnym Śląsku. Zrodziła się chęć odwetu i powetowania strat. Rozpoczął się nowy okres walki. […] Nie wypowiedziana wojna polsko-niemiecka z 1921 r. w konsekwencji była preludium do II wojny światowej, o czym piszą już historycy.

„Choć wojna, która wybuchła we wrześniu 1939 r. i która w roku 1941 przerodziła się w globalny konflikt o bezprecedensowej skali, nie była w żadnym wypadku nieunikniona, wiele z jej najważniejszych przyczyn oraz sposób, w jaki ją toczono, korzeniami sięga ostatniej fazy Wielkiej Wojny i lat tuż po niej” [Robert Gerwarth: Pokonani. Dlaczego pierwsza wojna światowa się nie zakończyła (1917–1923), Poznań 2016, s. 289].

W tym świetle nie powinny dziwić słowa francuskiego marszałka Ferdinanda Focha, który podczas podpisywania traktatu wersalskiego miał powiedzieć: „To nie pokój, lecz zawieszenie broni na dwadzieścia lat” […].

Waldemar Gielzok

 

 

Show More