Łączyć, nie dzielić – to motto przyświeca pani Gabrieli Mandok od czasu, gdy została przewodniczącą DFK w Szymiszowie-Wsi (nie mylić z Szymiszowem-Osiedlem). – Nie zamykamy się na osoby spoza mniejszości niemieckiej i współpracujemy z wszystkimi organizacjami działającymi we wsi – podkreśla przewodnicząca. Skutek tej współpracy jest imponujący.
W działalność miejscowego DFK pani Gabriela zaangażowała się w 2002 roku, kiedy przewodniczącym był jeszcze Karol Muc. – To on mnie włączył do swojego zarządu. Nigdy nie bałam się wyrażać swojego zdania i czasem się spieraliśmy, bo mieliśmy różne poglądy na niektóre sprawy. Ale mam dla niego wielki szacunek – wspomina Gabriela Mandok. Kiedy pan Karol zrezygnował z funkcji, przewodniczącą została właśnie pani Gabriela. I od razu zakasała rękawy.
Zachęcą, dają pozytywnego kopa
– Pierwsze co, to chyba zabawę zrobiłam. Dochód z niej oczywiście był na wspólne wiejskie cele. Potem to się wszystko rozkręciło i tak już trzy kadencje minęły. Teraz trwa moja czwarta kadencja jako przewodniczącej DFK – mówi Gabriela Mandok. Czasem wiadomo: nawet szefowej kończy się energia i nie ma się ochoty palcem kiwnąć, ale wtedy inni dają pozytywnego kopa do działania. – Mam świetny zarząd, praktycznie od samego początku prawie same kobiety – tylko skarbnik mężczyzna. Taki nasz rodzynek, ale bardzo go sobie cenimy. I ten mój zarząd zawsze mnie podnosi i wspiera, jak już na nic nie mam ochoty, znowu mnie zachęcą i wyciągną z dołka – mówi przewodnicząca.
Od kiedy Gabriela Mandok szefuje DFK, jej naczelnym celem jest dobre samopoczucie wszystkich mieszkańców. – Nie ma tak, że robimy coś tylko dla członków DFK. Uważam, że nie tędy droga. My zapraszamy zawsze wszystkich. Współpracujemy też z OSP, radą sołecką i sąsiednimi koła DFK z Szymiszowa-Osiedla i Rożniątowa. I zawsze się też podłączamy pod cudze inicjatywy. Na przykład teraz rada sołecka robiła babski comber, to nas z DFK też nie zabrakło – mówi przewodnicząca.
Pełny terminarz
Szefowa koła dba o to, żeby DFK było widać. Dosłownie, bo często podróżują ze sztandarem. – Na pewno na wszystkie pielgrzymki, a bierzemy udział i w pielgrzymce na Górę św. Anny, i do Zlatych Hor jedziemy. No i ze sztandarem bierzemy udział we wszystkich ważniejszych świętach w kościele. Mimo że nie ma u nas mszy w języku niemieckim. Coś nie możemy się naszego księdza o to doprosić – mówi Gabriela Mandok. DFK bierze też regularnie udział w projektach VdG. – Mieliśmy u nas bardzo długo niemieckie kursy sobotnie i robiliśmy też projekty w ramach „Ożywienia domów spotkań” – mówi szefowa koła. DFK robi też oczywiście własne imprezy, takie jak Dzień Matki i Ojca i Dzień Dziecka. W zeszłym roku z okazji tego ostatniego święta DFK zorganizował piknik pod hasłem „Z bezpieczeństwem za pan brat”, w czasie którego i dzieci, i rodzice uczyli się udzielania pierwszej pomocy. – Były też gry i zabawy, żeby dzieci nauczyły się numerów alarmowych, i powiem pani, że pod koniec imprezy to chyba nie było dziecka, które by ich nie umiało wyrecytować na pamięć – cieszy się przewodnicząca.
Porozmawiać i pośpiewać
DFK współpracuje też z Towarzystwem Dobroczynnym, którego pani Gabriela – jakżeby inaczej – jest członkiem. Co roku odbywa się, jak w każdym kole, impreza bożonarodzeniowa. – U nas to jest prawdziwa wigilia, łamiemy się opłatkiem, przychodzi ksiądz – opowiada przewodnicząca.
Na ten rok poza stałymi imprezami pani Gabriela ma już kolejne plany. Jeden konkretny to wycieczka śladami Eichendorffa. – Albo śladami kultury niemieckiej. Musimy to jeszcze przemyśleć. Na pewno zrobimy ją latem – mówi Gabriela Mandok. DFK świętuje też wszystkie okrągłe urodziny swoich członków. Delegacja mniejszości zawsze pojawia się na mszach jubileuszowych z bukietem kwiatów. – W okresie zimowym spotkamy się w naszej siedzibie, która mieści się w domu strażaka, dwa razy w miesiącu, żeby sobie razem pośpiewać, porozmawiać przy kawie, pobyć ze sobą – mówi przewodnicząca.
Anna Durecka