W ostatnią niedzielę stycznia w Łambinowicach (Lamsdorf) tradycyjnie upamiętnia się ofiary Tragedii Górnośląskiej. Po raz kolejny w tym roku (28 stycznia) Związek Niemieckich Stowarzyszeń (VdG) zorganizował w miejscowym kościele parafialnym nabożeństwo, po którym nastąpiło uroczyste złożenie wieńców na symbolicznym cmentarzu ofiar obozu.
Podczas gdy w sobotę ubiegłego tygodnia na Opolszczyźnie wystąpiły silne burze, w następną niedzielę było prawie bezwietrznie, tak jakby pogoda również zatrzymała się na pamiątkę strasznych wydarzeń, które miały miejsce prawie 80 lat temu. Co więcej, punktualnie wraz z rozpoczęciem nabożeństwa w Łambinowicach zachmurzone niebo się rozpogodziło, a promienie słońca skąpały miejscowy kościół parafialny w złocistym świetle – co stanowiło uderzający kontrast z mrokiem i chłodem powszechnie kojarzonymi z Tragedią Górnośląską.
Po raz piętnasty uroczystość w Łambinowicach upamiętniała losy ludności niemieckiej na Śląsku i w innych regionach Europy Wschodniej po zakończeniu II wojny światowej – wypędzenia i deportacje, tortury, gwałty i internowania, cierpienie i śmierć. Niemieckojęzyczne nabożeństwo w kościele św. Marii Magdaleny poprowadził wikariusz biskupi dr Piotr Tarliński. Wspierał go diakon Marek Dziony.
Ten pierwszy w swojej refleksji zacytował wspomnienia niedawno zmarłego ks. prałata Wolfganga Globischa, który jako dwunastolatek na własnej skórze doświadczył tragicznych wydarzeń na Górnym Śląsku. – Wojny, okupacje, deportacje i zniszczenia niestety istnieją do dziś. Nie chcemy tego, co wydarzyło się w latach 1945/1946. Zdecydowanie odrzucamy to, co dzieje się na Ukrainie i w Ziemi Świętej – powiedział Tarliński, zataczając łuk od okresu bezpośrednio powojennego do dnia dzisiejszego.
„Pomnik cierpienia”
Po nabożeństwie ok. 80 uczestników uroczystości upamiętniającej przeszło na symboliczny cmentarz obozu pracy, gdzie złożyli wieńce, zapalili znicze, odmówili modlitwy i zatrzymali się, aby wspomnieć ofiary powojennej tragedii.
Wśród obecnych był Jerzy Rybczyk z Kórnicy (Körnitz), który przyjechał z żoną. – To już chyba szósty raz, kiedy uczestniczę w tym wydarzeniu i chcę pamiętać o ofiarach, które tu ucierpiały. Kiedy w latach 80. odwiedziłem rodzinę w pobliskich Rzymkowicach (Ringwitz – przyp. red.), opowiedziała mi o okrucieństwach, jakie miały miejsce tutaj, w Łambinowicach. W ten sposób dowiedziałem się o powojennym obozie, jeszcze zanim oficjalnie wolno było o nim mówić – mówi mieszkaniec Kórnicy.
Z kolei konsul Republiki Federalnej Niemiec w Opolu Peter Herr określił obóz w Lamsdorf jako „bolesne miejsce” i „pomnik cierpienia”. W krótkim przemówieniu kontynuował: – To, co nasi rodacy mieszkający tutaj wycierpieli przez głód, upokorzenie i choroby, przez pozbawienie praw obywatelskich, pracę przymusową i tortury, z których część nadal noszą w swoich sercach i duszach jako bolesne, nigdy nie gojące się rany, nadal napełnia nas żalem i bólem dzisiaj, w tym dniu i w tym miejscu.
Podkreślił również, że wina ludzka – w tym przypadku zbrodnie popełnione przez niemieckich sprawców podczas II wojny światowej – jest zawsze indywidualna i nigdy nie może być narzucona całemu narodowi lub grupie etnicznej. – To nakłada na nas obowiązek pamiętania o cierpieniach, które w straszliwy sposób musieli znosić mieszkający tu Niemcy, spowodowanych nienawiścią, mściwością i okrucieństwem zwycięzców i ich pomocników – podkreślił konsul. Zaapelował do zebranych, aby wspólnie zrobili wszystko, „by Lamsdorf i to, co do niego doprowadziło, już nigdy i nigdzie się nie powtórzyło”. Ważne było „zachowanie pamięci współczesnych świadków, którzy przypominają nam, że podobne cierpienie nie może już spotkać innych ludzi”.
„Nie ma zbiorowej winy”
Kilka słów do zebranych skierowali również Zuzanna Donath-Kasiura, wicemarszałek województwa opolskiego, Konrad Zych, szef biura poselskiego europosła Łukasza Kohuta, oraz Bernard Gaida, wiceprzewodniczący Federalnej Unii Narodowości Europejskich (FUEN) i rzecznik Grupy Roboczej Mniejszości Niemieckich (AGDM) w FUEN. Bernard Gaida podkreślił, że ofiary Tragedii Górnośląskiej podzieliły los wielu innych Niemców w Europie Środkowo-Wschodniej po zakończeniu II wojny światowej. – Dlatego wolę używać określenia „tragedia Niemców na Wschodzie” – wyjaśnił. Upamiętnienie musi być zatem szerokie i wykraczać poza śląską ojczyznę. Musimy pamiętać o wszystkich, którym dane było doświadczyć końca wojny, ale nie pokoju – czy to na Śląsku, w dawnych Prusach Wschodnich, na Pomorzu, Morawach, Węgrzech czy w Rumunii. Cierpienie nie zna bowiem przynależności etnicznej i w każdym narodzie były zarówno ofiary, jak i sprawcy (choć nie należy lekceważyć proporcji).
Gaida zacytował również amerykańskiego eksperta prawa międzynarodowego i historyka Alfreda de Zayasa, który powiedział kiedyś: „Kara bez osobistej winy i bez proporcjonalności nie jest karą, ale przestępstwem samym w sobie”. Nie ma czegoś takiego jak wina zbiorowa. Mając to na uwadze, rzecznik AGDM zakończył swoje uwagi słowami: – Nasze chrześcijaństwo wymaga, abyśmy modlili się za wszystkich i uczynili godzinę pamięci narzędziem pokoju i jedności, a nie podziałów. Pamiętajmy bez zastrzeżeń o wszystkich ofiarach wojny i przemocy.
Deportacje z Górnego Śląska do Związku Radzieckiego
Na zakończenie uroczystości uczestnicy zebrali się w Centralnym Muzeum Jeńców Wojennych, gdzie wysłuchali wykładu historyka dr. Dariusza Węgrzyna ze Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności w Katowicach (Kattowitz) na temat „Internowanie – deportacja Górnoślązaków do sowieckich łagrów w 1945 r.”.
Ekspert zrelacjonował swój projekt badawczy, nad którym pracował przez ponad dziesięć lat, a którego efektem było w 2021 r. trzytomowe dzieło „Księga aresztowanych, internowanych i deportowanych z Górnego Śląska do ZSRR w 1945 roku” – temat dotyczący głównie województwa śląskiego.
Ze strony publiczności padło wiele pytań do dr. Węgrzyna, opartych na relacjach współczesnych świadków, z których część już nie żyje – np. pytanie o to, czy kobiety w sowieckich obozach musiały urodzić określoną liczbę dzieci, aby zostać zwolnione. Mimo że historyk bardzo szczegółowo badał deportacje z Górnego Śląska, nie spotkał się jeszcze z takim zdarzeniem, wyjaśnił. Powiedział jednak: – Podczas moich badań nad deportacjami słyszałem historie, o których myślałem, że nigdy nie mogłyby się wydarzyć – a jednak były prawdziwe. Nigdy nie lekceważmy takich wypowiedzi, bo mogą być one punktem wyjścia do naprawdę ciekawego wydarzenia.
Dr Węgrzyn zakończył swój wykład apelem: – Współczesny świadek nigdy nie opowie wszystkiego historykowi, który przychodzi „z zewnątrz”, ale opowie lokalnemu historykowi lub członkowi rodziny. Dlatego: rozmawiajcie ze starymi ludźmi i nagrywajcie to, co wam mówią, aby uchwycić lokalną historię. Możecie opublikować te wypowiedzi w Internecie lub przekazać lokalnym historykom, którzy z pewnością przekształcą je w małą publikację.
Manuela Leibig
Lucas Netter