Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Widziane z lotu ptaka

Z Beatą Dżon-Ozimek, współautorką książki „Ptaki krzyczą nieustannie”, o niemieckim ornitologu, strażniku w obozie Auschwitz, rozmawia Anna Durecka.

W jaki sposób zetknęła się pani z postacią Günthera Niethammera i dlaczego postać ta wydała się pani na tyle interesująca, żeby wspólnie z Michałem Olszewskim napisać o niej książkę?
Każde z nas, Michał i ja, doszło do naszego bohatera innymi drogami. Tematyka II wojny światowej, jej ofiar, Holokaustu, od lat była obecna w moim życiu, pracy. Kilkanaście lat temu przetłumaczyłam książkę „Dziewczynka w zielonym sweterku” Krystyny Chiger i Daniela Paisnera, opisującą historię Żydów ukrywających się we lwowskich kanałach. Historię Krysi sfilmowała zresztą Agnieszka Holland. Zawsze miałam „anteny” wyczulone na te tematy, pisałam o ocalonych, świadkach, o niezwykłych też spotkaniach wojennych Polaków i Niemców. Powiem za Michała, bo jesteśmy połówkami zespołu autorów książki, otóż on jako dziennikarz i pisarz od ponad 20 lat zajmuje się badaniami obozu Auschwitz, zna go jak mało kto z dziennikarzy. Za zbiór reportaży poświęconych temu tematowi otrzymał Nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego. Każde z nas miało więc własną historię zainteresowań tematyką obozową, tematyką II wojny światowej.

Michał Olszewski i Beata Dżon-Ozimek
Foto: Zofia Dimitrijevic

Mieszkając w Austrii, poznałam pisarza, Irańczyka, Hamida Sadra, autora powieści „Der Vogelsammler von Auschwitz”. Zapytał mnie, czy słyszałam o ornitologu, który był strażnikiem w Auschwitz i badał tamtejsze ptaki, jego powieść była inspirowana tą postacią. Nie miałam o tym pojęcia. To było kilkanaście lat temu. Byłam zszokowana tym zestawieniem – ptaki i Auschwitz, miejsce zagłady. Zaczęłam szukać materiałów. I to był ten początek, to pierwsze spotkanie z takim, jeszcze wtedy nieopowiedzianym, widmem.

Przygotowałam wtedy tekst dziennikarski do pewnego periodyku, ale ostatecznie okazał się dla niego niezbyt ciekawy, po kilku próbach publikacji zostałam z Niethammerem na ileś lat w szufladzie. W 2018 r. zaproponowałam ten materiał krakowskiej „Gazecie Wyborczej”, której naczelnym jest Michał Olszewski. To była rocznica wyzwolenia obozu w Auschwitz, tym razem tekst został przyjęty z entuzjazmem. Okazało się, że Michał także od dawna interesuje się Niethammerem. Tak te nasze zawodowe losy połączył niemiecki ornitolog, mówiąc półżartem. Okazało się, że to jest jednak ciekawy temat.

Opowiadamy z Michałem o Niethammerze tak trochę tak z lotu ptaka. Nie musimy być katami Niethammera. Niech jeden go skaże, drugi spróbuje zrozumieć.

Jak ta współpraca między państwem wyglądała?
Pewne kwestie były dla nas od początku oczywiste. Michał zna się na ptakach, rozumie tę sferę o wiele lepiej niż ja, zna od podszewki Auschwitz jako obóz i muzeum. Ja się z kolei zajęłam niemieckimi, austriackimi archiwami, poszukiwaniem osób znających Niethammera, kontaktami, których choćby z racji mieszkania tam miałam sporo, więc to była tak składana mozaika. Najważniejsze dla nas było, że chcemy dowiedzieć się jak najwięcej i rozebrać tę postać na części pierwsze. Dowiedzieć się, dlaczego Niethammer po wojnie zamilkł, nie czuł potrzeby, żeby powiedzieć, co widział w obozie. Trudno nam było zrozumieć, że dla niego ten temat się skończył wraz z odbyciem kary w Polsce. Teraz, kiedy jesteśmy po wielu spotkaniach autorskich, rozmowach z czytelnikami, znajdujemy być może odpowiedzi na temat jego milczenia po wojnie.

Zdziwiłam się, kiedy przeczytałam, że Niethammer jedynie trzy lata spędził w więzieniu, po czym znowu zaczął wspinać się po szczeblach kariery naukowej, jak gdyby nigdy nic.

Nas to nie zdziwiło, bo to nie była wyjątkowa historia, przejście przez wielu nazistów z drugich, trzecich rzędów zbrodniczej machiny symbolicznej czasem denazyfikacji. Niethammer nie decydował się na przyznanie, że ma te brunatne plamy na sobie, ale został do tego przekonany, jego dalsza kariera od tego zależała. W efekcie poniósł karę. Mnie zszokowało coś innego. Czytając materiały na temat Günthera Niethammera, które powstały za jego życia i po śmierci, nigdzie nie znalazłam wzmianki, że przebywał w polskim więzieniu i że był skazany za zbrodnie wojenne. Pojawiało się określenie, że był jeńcem w Polsce lub był w polskiej niewoli. Jeniec a osoba skazana prawomocnym wyrokiem to dwa różne pojęcia. Brakowało tego prawdziwego tła. W czasie rozmów z ostatnim jego asystentem czy doktorantami Niethammera słyszeliśmy, że „u nas się o tym nie mówiło, u nas się o to nie pytało”.

Mówiła pani o karierze zawodowej Niethammera. On nie był z niej zadowolony. Był wręcz nieszczęśliwy, że tak wolno się rozwija. Obwiniał o to swoją wojenną przeszłość. Czy miał na nią wpływ? Czy mógł dokonać innego wyboru niż Waffen SS, z którym trafił do KL Auschwitz? Czy mógł zachować się inaczej, niż się zachował?
Czyli nie odczuwał wyrzutów sumienia z powodu tego, czego był aktywnym uczestnikiem?

Tego nie mogę powiedzieć, bo tego nie wiemy. My nie znajdujemy na to śladów. Ale pytał: „Czy ja już nie poniosłem kary? Czy nie wystarczy, że siedziałem w więzieniu?” Więc nie wiemy, czy on czuł wyrzuty sumienia. Na pewno miał pretensje do losu, do decydentów, że ta przeszłość się za nim ciągnie. Jego losy osobiste to zresztą też nie były losy szczęśliwego człowieka.

Wszystko to jednak każe pytać: Dlaczego przyjął taką postawę?
Jednocześnie warto podkreślić, że jako naukowiec dziś nie jest raczej oceniany jako ten wybitny. Był pracowity, sprawny, dużo pisał i publikował; jego nazistowska przeszłość dziś ma znaczenie. Z Auschwitz przywiózł właściwie spis i opis 128 ptaków, co naukowo nie miało nadzwyczajnej wartości, ale jednak nie ma podobnego dokumentu z tamtego okresu. I teraz jak do tego podejść? Czy to dla niego była ucieczka, udawanie, że innego świata nie ma?

„Ptaki krzyczą nieustannie. Historia Günthera Niethammera, esesmana i ornitologa z Auschwitz”.
Wydawnictwo Czarne

Jaki ma pani stosunek do Niethammera? Czy czuje pani, że go zna? Być może nawet rozumie?
To jest strasznie trudne pytanie, podstępne pytanie. Nie mogę powiedzieć, że go rozumiem, więcej tu pytań bez odpowiedzi. Sami nie wiemy, jak my byśmy się zachowali, jak z takiej próby historii bym wyszła. Mam nadzieję, że nie będę się musiała przekonywać. Wszystko na pewno wydaje mi się obecnie dużo bardziej skomplikowane niż po pierwszym oglądzie, także dzięki dyskusjom z czytelnikami w różnym wieku, z różnymi życiowymi doświadczeniami, także z dziećmi więźniów obozów koncentracyjnych. Myślę, że to dobrze, jeśli taka książka i jej podobne zostawiają nas z większą ilością pytań, dekomponują nam świat, zmuszają do zastanawiania się. I ja zostaję właśnie z dużą ilością pytań, co mnie cieszy. Wiem, że dzięki temu nie będę przyjmować prostych odpowiedzi, prostych rozwiązań. Niethammera jest mi ostatecznie po ludzku żal. Może to nie jest właściwie uczucie, ale to jest moje uczucie. A człowiek zawsze ma wybór, ale to wymaga, to jest trudniejsze niż płynięcie z falą. Nasz bohater wybierał to, co dla niego łatwiejsze, prostsze, bardziej opłacalne.Opowiadamy z Michałem o Niethammerze tak trochę z lotu ptaka. Nie musimy być katami Niethammera. Niech jeden go skaże, drugi spróbuje zrozumieć.

Ta książka pokazuje też, że to są dekady budowania pewnej moralności, etyki, która prowadzi do takiej degeneracji. To się nie dzieje z dnia na dzień.
No właśnie. Chyba najważniejsza jest droga, mechanizmy, które budują sposoby myślenia i to, że człowiek zachowuje się tak, a nie inaczej w chwilach granicznych. W każdym czasie, także obecnie, w dobie wielu konfliktów i najbliższej nam geograficznie wojny wywołanej przez Rosję na Ukrainie.

 

 

Show More