Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Germanista musi czuć się tu dobrze / Ein Germanist muss sich wohlfühlen

Grit Gamlin z uczniami

Już od ponad 25 lat na Górnym Śląsku bez przeszkód można nauczać języka niemieckiego. Po dziesiątkach lat zakazu nauki w komunizmie jedną z niemieckich propozycji pomocy w odrodzeniu tego języka było zachęcanie nauczycieli z Niemiec do podjęcia nauczania w polskich szkołach. Idea ta w ciągu lat jednak coraz bardziej cichła. Jedna z nauczycielek, która na taką przygodę się zdecydowała, właśnie opuszcza Opole.

 

– Taka idea faktycznie była i miała ona wielu autorów. Najważniejszą kwestią były koszty, które pokrywały np. niemieckie państwa związkowe czy też inne organizacje, choćby Związek Wypędzonych – wspomina przewodniczący Niemieckiego Towarzystwa Oświatowego Waldemar Gielzok, zapytany o przyjazdy nauczycieli niemieckiego na Śląsk. Gielzok podkreśla, że największa intensywność tego programu przypada na wczesne lata dziewięćdziesiąte, kiedy po okresie komunizmu rynek nauczycieli niemieckiego na Górnym Śląsku praktycznie dopiero zaczął się rodzić. Potrzeba była jednak tak wielka, że na germanistów przekwalifikowywano nawet byłych nauczycieli języka rosyjskiego, którzy dzięki boomowi na niemiecki mieli automatycznie o wiele mniej zajęć. Ta fascynacja niemieckim wynikała z wielu czynników. Przede wszystkim nauka niemieckiego związana była z silnymi emocjami, gdyż wreszcie była taka możliwa po wielu latach zakazu. Szczególne znaczenie miała ona dla członków mniejszości niemieckiej, którzy oprócz korzyści ekonomicznych widzieli w nim także osobistą identyfikację. Z uwagi na fakt, że według ekspertów oświatowych najlepsze efekty dają zajęcia językowe z tzw. native speakerem, zachęcanie nauczycieli z Niemiec do podjęcia pracy na Śląsku było jedną z form pomocy dla mniejszości niemieckiej.

 

Skok w zimną wodę

 

Jedną z pierwszych, która zdecydowała się podążyć za tym wołaniem o pomoc, była Johanna Lemke-Prediger, która na Śląsk przyjechała z Saksonii-Anhaltu. Jak podkreśla Waldemar Gielzok, zaproszenia do przyjazdu były kierowane przede wszystkim do emerytowanych nauczycieli lub tych, którzy byli u schyłku kariery. Tacy pedagodzy mieli odpowiednio dużo czasu i doświadczenia, by sprostać specyficznym potrzebom dzieci należących do mniejszości niemieckiej. Tak było też w przypadku pani Lemke-Prediger, oddelegowanej do szkoły w Węgrach w gminie Turawa. Nauczycielka wspomina, że z początku prosiła dyrektora szkoły, w której miała pracować, o możliwość hospitacji kilku lekcji, na co ten odparł: „to są wszystko niemieckie dzieci, więc zaczyna pani od razu”. W pierwszych tygodniach pracy nie miała nawet odpowiednich materiałów do nauki dzieci w wieku szkoły podstawowej, początki swojej przygody pani Lemke słusznie określa więc jako „skok w zimną wodę”.

 

Niemiec nie ma łatwo

 

Także młodsze pokolenie nauczycieli z Niemiec przyznaje, że pedagogiczna przygoda na Śląsku nie zawsze jest usłana różami. Grit Gamlin, która już od kilku lat pracuje w Liceum Ogólnokształcącym nr 2 w Opolu, nie ukrywa, że w polskiej rzeczywistości Niemiec może czuć się czasami osamotniony: – Niestety komuś takiemu czasami jest bardzo trudno złapać kontakt z innymi. Moi koledzy nauczyciele są wprawdzie bardzo mili i pomocni, ale to wszystko odbywa się na zasadzie kontaktu zawodowego. Prywatnych kontaktów już dla kogoś takiego trochę brakuje – stwierdza Gamlin. Mimo to nauczycielka zdecydowała się kontynuować swoją pracę aż do końca kadencji w ramach programu Centralnej Instytucji Szkolnictwa Zagranicznego (Zentralstelle für Auslandsschulwesen). Jako że dalsze przedłużenie nie było możliwe, Grit Gamlin wraca do Niemiec, a na jej miejsce został rozpisany nowy konkurs.

 

Mimo wszystko warto

 

Pomimo że praca dla Niemca na Śląsku nie zawsze jest samą przyjemnością, Grit Gamlin nie żałuje swojej decyzji i zachęca innych kolegów po fachu, aby również spróbowali swoich sił w tym regionie: – Każdemu nauczycielowi poleciłabym, aby spróbował swoich sił za granicą. Byłam już jako nauczycielka w Rosji, teraz kilka lat w Opolu. To zawsze okazja, by poznać nowe rzeczy i poszerzyć horyzonty – uważa pedagog. Nadzieję, że słowa Gamlin trafią do innych nauczycieli z Niemiec, mają szczególnie przedstawiciele mniejszości niemieckiej. Już od lat zwracają oni uwagę na spotkaniach z niemieckimi politykami na fakt, że po początkowych oczekiwaniach związanych z programem nauczycielskim inicjatywa „trochę przysnęła”, tymczasem liczba uczniów uczących się niemieckiego jako języka mniejszości stale rośnie. Pole, na którym native speakerzy mogliby się popisać, jest więc szerokie.

 

Powodów, dla których nauczyciele z Niemiec nie przyjeżdżają już na Śląsk tak często lub wcale, jest wiele: – Od lat dziewięćdziesiątych już trochę czasu minęło i zdążyła się już wykształcić młoda kadra germanistów stąd, którzy zapełnili rynek – to na pewno jeden z powodów – mówi Waldemar Gielzok. Grit Gamlin dodaje jednak: – W dzisiejszych czasach niemieccy nauczyciele bardzo są potrzebni na miejscu. Nie zabiega się jednak o nich, dlatego motywacja, by spróbować sił na wschodzie, jest niewielka. Słowa te odzwierciedla zwłaszcza sytuacja na polsko-niemieckim pograniczu. Dla przykładu, w Niemczech tak trudno znaleźć dobrego pedagoga do pracy z młodzieżą, że niemieckie szkoły przygraniczne werbują nawet polskich nauczycieli z Pomorza, by ci uczyli w ich szkołach.

 

Natywnie zawsze lepiej

 

Dlaczego mimo wielu germanistów na Śląsku warto więc starać się o nauczycieli z Niemiec? Grit Gamlin potwierdza teorię, że nauka języka z osobą z danego kraju zawsze jest efektywniejsza: – Z tutejszym nauczycielem uczniowie zawsze mogliby rozmawiać po polsku, choćby w przerwach między ćwiczeniami. Ze mną jedyną formą komunikacji jest niemiecki i to służy nauce – argumentuje nauczycielka. Jak dodaje, momentami trudne życie w regionie wynagradza jej praca ze śląską młodzieżą. Gamlin relacjonuje, że wielu jej uczniów wywodzi się z mniejszości niemieckiej i dlatego bardzo dobrze posługują się językiem. Pozostali uczniowie choć nie tak sprawnie, też chętnie się go uczą i to dlatego tak długo zdecydowała się zostać w Opolu.

 

Mimo tego, jeśli mniejszość chce zwerbować więcej takich osób, będzie musiała zadbać o to, by także prywatnie pedagodzy czuli się tutaj dobrze. Johanna Lemke-Prediger przyznaje, że ważną rolę w jej życiu i pracy odegrał fakt, że mogła gościć u bardzo serdecznej rodziny, która pomogła jej poznać m.in. śląskie zwyczaje. Nie bez znaczenia jest też to, że na Śląsk mogła przyjechać z mężem.

 

Następczyni lub następca Grit Gamlin rozpocznie pracę w Opolu już po wakacjach. Konkurs otwarty jest jednak jeszcze do 10 kwietnia. O nową osobę będzie trzeba dobrze zadbać, by za jej przykładem przybyli kolejni.

 

Łukasz Biły

 

***

 

Seit nunmehr über 25 Jahren kann in Oberschlesien ungehindert die deutsche Sprache unterrichtet werden. Nach dem jahrzehntelangen Deutschverbot im Kommunismus bestand eines der ersten deutschen Hilfsangebote zur Wiederbelebung der Sprache darin, Lehrer aus Deutschland für den Deutschunterricht in polnische Schulen zu entsenden. Im Laufe der Jahre flaute diese Idee jedoch immer mehr ab. Eine der Lehrerinnen, die sich zu dem Abenteuer entschieden hat, ist gerade im Begriff, Oppeln zu verlassen.

 

„Die Idee gab es tatsächlich und sie hatte viele Autoren. Die zentrale Frage war dabei, wer  die Kosten übernimmt. Das taten deutsche Bundesländer sowie Organisationen wie etwa der Bund der Vertriebenen“, erinnert sich der Vorsitzende der Deutschen Bildungsgesellschaft Waldemar Gielzok an die Frage nach jenem Zustrom von Deutschlehrern nach Schlesien. Eine besondere Intensität erreichte das Programm, so Gielzok, in den frühen 90er Jahren, als nach der kommunistischen Zeit der Deutschlehrermarkt in Oberschlesien praktisch erst entstand. Doch die Not war so groß, dass sogar ehemalige Russischlehrer, die durch den Deutsch-Boom automatisch viel weniger zu tun hatten, zu Germanisten umgeschult wurden.

 

Viele Faktoren lagen dieser Deutsch-Faszination zugrunde. Vor allem war das Deutschlernen mit starken Emotionen verbunden, denn endlich einmal wurde dies nach dem langjährigen Verbot nun überhaupt möglich. Von besonderer Bedeutung war es für Angehörige der deutschen Minderheit, die neben ökonomischen Vorteilen auch eine persönliche Identifikation darin sahen. Da laut Bildungsexperten ein Sprachunterricht mit einem Muttersprachler die besten Ergebnisse bringt, waren Anregungen an bundesdeutsche Lehrer, eine Tätigkeit in Schlesien anzunehmen, eine Form der Unterstützung der deutschen Minderheit.

 

Sprung ins kalte Wasser

 

Eine der Ersten, die sich dazu entschied, diesem Hilferuf zu folgen, war Johanna Lemke-Prediger. Nach Schlesien kam sie aus Sachsen-Anhalt. Eingeladen wurden damals, so Waldemar Gielzok, vor allem pensionierte Lehrer oder solche, deren Karriere zur Neige ging. Diese Pädagogen hatten entsprechend viel Zeit und Erfahrung, um mit den spezifischen Bedürfnissen von Kindern aus der deutschen Minderheit zu arbeiten. So war es auch im Falle von Johanna Lemke-Prediger, die an eine Schule in Wengern in der Gemeinde Turawa entsandt wurde. Die Lehrerin erinnert sich daran, dass sie am Anfang den Leiter der Schule, an der sie tätig werden sollte, um die Möglichkeit bat, einige Unterrichtsstunden zu hospitieren. Daraufhin entgegnete dieser: „Das sind alles deutsche Kinder, Sie fangen also am besten gleich an.“ In ihren ersten Arbeitswochen hatte sie nicht einmal geeignetes Lehrmaterial für den Unterricht von Grundschülern. Die Anfänge ihres Abenteuers bezeichnet Lemke-Prediger daher mit Recht als einen „Sprung ins kalte Wasser”.

 

Ein Deutscher hat es nicht leicht

 

Auch die jüngere Lehrergeneration aus Deutschland räumt ein, dass ein pädagogisches Abenteuer in Schlesien nicht immer auf Rosen gebettet ist. Grit Gamlin, die bereits seit einigen Jahren an der Allgemeinbildenden Oberschule Nr. 2 in Oppeln tätig ist, sagt ganz offen, dass ein Deutscher sich in der polnischen Wirklichkeit zuweilen vereinsamt fühlen kann. „Leider fällt es einem solchen Menschen manchmal sehr schwer, einen Kontakt mit anderen zu finden. Meine Lehrerkollegen sind zwar sehr nett und hilfreich, aber das alles findet nur auf beruflicher Basis statt. Private Kontakte fehlen da schon ein wenig“, sagt Gamlin. Dennoch will die Lehrerin ihre Tätigkeit bis zum Ende ihrer Entsendezeit im Rahmen des Lehrerentsendeprogramms der Zentralstelle für Auslandsschulwesen weiter fortsetzen. Da eine weitere Verlängerung dann nicht mehr möglich ist, kommt Gamlin anschließend zurück nach Deutschland. Ihre Stelle ist inzwischen neu ausgeschrieben worden.

 

Es lohnt sich trotzdem

 

Auch wenn eine Arbeit in Schlesien für einen Deutschen nicht immer ein reines Vergnügen ist, bereut Grit Gamlin ihre Entscheidung nicht und ermuntert andere Fachkollegen dazu, sich ebenfalls in dieser Region zu versuchen. „Ich könnte jedem Lehrer nur empfehlen, es im Ausland zu versuchen. Ich war bereits als Lehrerin in Russland, jetzt bin ich seit einigen Jahren in Oppeln. Es ist immer eine Gelegenheit, neue Dinge zu lernen und den eigenen Horizont zu erweitern“, meint die Pädagogin.

 

Dass die Worte Gamlins andere Lehrer aus Deutschland erreichen mögen, hoffen insbesondere Vertreter der deutschen Minderheit. Bei ihren Gesprächen mit bundesdeutschen Politikern verweisen diese bereits seit Jahren darauf, dass nach den anfänglichen Erwartungen rund um das Lehrerentsendeprogramm die Initiative inzwischen „etwas eingenickt” ist, während die Zahl der Schüler, die Deutsch als Minderheitensprache lernen, kontinuierlich steigt. Der Handlungsspielraum für Muttersprachler ist somit groß. Die Gründe, weshalb Lehrer aus Deutschland nicht mehr so oft oder gar nicht mehr nach Schlesien kommen, sind verschieden. „Die 90er Jahre liegen ja schon etwas zurück und es sind in dieser Zeit junge Germanisten vor Ort ausgebildet worden, die den Markt gefüllt haben, das ist mit Sicherheit einer der Gründe“, sagt Waldemar Gielzok. Grit Gamlin fügt jedoch hinzu: „Deutsche Lehrer werden heutzutage sehr stark vor Ort gebraucht. Man bemüht sich aber nicht um sie, deshalb ist die Motivation, sich im Osten zu versuchen, gering.“ Die Worte Gamlins spiegelt insbesondere die Situation im deutsch-polnischen Grenzland wider. So ist es beispielsweise in Deutschland derzeit so schwierig, fähige Menschen für die Jugendarbeit zu finden, dass grenznahe deutsche Schulen sogar polnische Lehrer aus Pommern anwerben, damit diese an ihren Schulen unterrichten.

Muttersprachlich immerhin besser

 

Weshalb ist es in Schlesien also trotz vieler Germanisten sinnvoll, für Lehrer aus Deutschland zu werben? Grit Gamlin bestätigt die Theorie, dass der Sprachunterricht mit einem Menschen aus dem jeweiligen Land in jedem Fall effektiver ist. „Mit einem hiesigen Lehrer könnten sich die Schüler immer auch auf Polnisch unterhalten, etwa in den Pausen zwischen Übungen. Mit mir ist Deutsch die einzige Form der Kommunikation. Das tut dem Lernen gut“, argumentiert  sie. Das mitunter schwierige Leben in der Region entschädige ihr die Arbeit mit schlesischen Jugendlichen. Viele Schüler, so berichtet Gamlin, entstammen der deutschen Minderheit und können deshalb sehr gut Deutsch. Die anderen Schüler lernen es zwar nicht so effektiv, aber ebenfalls gern. Gerade deshalb habe sie sich entschieden, so lange in Oppeln zu bleiben.

 

Und dennoch: Wenn die Minderheit mehr solche Menschen anwerben möchte, muss sie auch dafür sorgen, dass die Pädagogen sich hier auch privat wohlfühlen. Johanna Lemke-Prediger gibt zu, dass eine wichtiger Rolle in ihrem Leben und in ihrer Arbeit der Umstand gespielt hat, dass sie regelmäßig bei einer sehr herzlichen Familie zu Gast sein konnte, die ihr u.a. half, schlesische Gepflogenheiten kennen zu lernen. Nicht ohne Bedeutung sei auch, dass sie zusammen mit ihrem Ehemann nach Schlesien kommen konnte.

 

Die Nachfolgerin bzw. der Nachfolger von Grit Gamlin fängt in Oppeln unmittelbar nach den Sommerferien an zu arbeiten. Die Stellenausschreibung bleibt noch bis zum 10. April offen. Um die neue Lehrkraft wird man sich gut kümmern müssen, damit später auch weitere gern nachziehen.

 

Łukasz Biły

Show More