Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Polacy otwierają oczy

Kiedy się wpisze w przeglądarkę internetową „wilcze dzieci”, pojawia się tylko książka Wioletty Sawickiej. Kiedy się jednak wpisze „Wolfskinder”, ukazuje się mnóstwo książek, filmów, zdjęć i informacji. Wolfskinder – wilcze dzieci – to historia w Polsce zupełnie nieznana. Polakom przybliża ją pierwsza właśnie Wioletta Sawicka – dziennikarka i pisarka z Olsztyna.

Jak to się stało, że polska pisarka z Olsztyna zainteresowała się wilczymi dziećmi?

– Bardzo długo nie wiedziałam o tym, że po II wojnie światowej w Prusach Wschodnich one były i że było ich tak dużo: 10, może nawet 20 tysięcy. Powiedział mi o nich Henryk Hoch, przewodniczący Związku Stowarzyszeń Niemieckich na Warmii i Mazurach. Kiedy już dowiedziałam się o ich istnieniu, to wątek wilczych dzieci wplotłam do swojej wcześniejszej powieści „Anna. Gorzki smak miodu”. To historia 13-letniej Anny Hoffenberg, której rodziców zabili żołnierze Armii Czerwonej w czasie zdobywania Prus Wschodnich. Anna jest pozostawiona na pastwę losu i sama musi się starać, aby przeżyć – mówi pisarka.

Wioletta Sawicka podczas spotkania w Dyskusyjnym Klubie Książki
Foto: facebook.com/WiolettaSawicka

Historia Anny zainteresowała wydawnictwo (Prószyński i Spółka), które zaproponowało autorce napisanie książki o wilczych dzieciach, ale tym razem nie powieści, tylko książki dokumentalnej. Wioletta Sawicka przyjęła to zamówienie.

– Jestem dziennikarką, więc nie interesowało mnie szukanie dokumentów, sprawdzanie bibliografii. Skądinąd wiedziałam, że po polsku nic na ten temat nie znajdę. Interesowało mnie jedno: dotrzeć do tych dzieci, bo przecież one już są stare i za chwilę ich już wcale nie będzie na tym świecie – opowiada.

23 kwietnia tego roku Wioletta Sawicka pojawiła się więc na walnym zebraniu Związku Stowarzyszeń Niemieckich Warmii i Mazur w Mrągowie (Sensburg), na którym poprosiła zebranych o pomoc w dotarciu do wilczych dzieci. Tą drogą dotarła do Elżbiety Sobczak z Elbląga (Elbing), pochodzącej z Gronowa Górnego (Grunau Höhe) pod Elblągiem, która podzieliła się z nią historią swego tragicznego dzieciństwa. W podobny sposób zdobyła adres Marty Matuszewskiej z Małszewa. I ta kobieta otworzyła przed nią swe niełatwe wspomnienia. Trzecia bohatera jej książki to Alfreda Kazukauskiene z Litwy. O niej dowiedziała się z litewskiego reportażu telewizyjnego, a dotarła do niej przy pomocy Zbigniew Tomaszewskiego. Alfreda nie była skłonna do zwierzeń, ale po długich namowach Zbigniew Tomaszewski przekonał ją, aby z polską pisarką się spotkała i opowiedziała jej o swoim życiu.

Książka Wioletty Sawickiej „Wilcze Dzieci”
Foto: facebook.com/SawickaWioletta

– Jestem przyzwyczajona do słuchania obciążających opowieści. Wiedziałam, na co się decyduję. Wiedziałam, że jestem w pracy i muszę panować nad sobą, bo mam wobec wydawnictwa zobowiązania. Kiedy jednak słuchałam tych kobiet, to gardło miałam ściśnięte, a łez nie mogłam zatrzymać – przyznaje pisarka.

– Kiedy mi mówiły, co widziały: śmierć matek, rodzeństwa, gwałty, potworne zabójstwa, to na te obrazy w mojej głowie natychmiast nakładały się sceny z Ukrainy i to, co tam teraz wyprawiają rosyjscy żołnierze. To mi się nie mieści w głowie: po 78 latach tak samo jak Prusach Wschodnich, palą, gwałcą, mordują, znęcają się nad ludźmi, a nawet dziećmi, wywożąc je z Ukrainy do Rosji.

Przygotowanie i napisanie książki zajęło Wioletcie Sawickiej trzy miesiące.

– Wiem, że to krótko i że mogłam spróbować dotrzeć do większej liczby osób. Wiem, że mogłabym nad nią pracować i pięć lat, ale w tym pośpiechu był chyba jakiś palec Boży. Pani Marta nie doczekała druku książki. Nie znamy dnia, w którym odejdzie następne wilcze dziecko. Jeśli Polacy mają poznać historię tych dzieci, to polscy dziennikarze i pisarze powinni się pospieszyć. Jest wiele do opowiedzenia.

Nie relatywizuję historii. Nie umniejszam niczyich win, ale dzieci to dzieci. One wojen nie wywołują, a cierpią najbardziej, bo z życia jeszcze nic nie rozumieją. A to znowu się dzieje na Ukrainie za sprawą Rosji. Dziecko wobec wojny jest zawsze ofiarą, niezależnie po której stronie frontu się urodziło.

Książka wyszła w październiku. Z jakim spotkała się odbiorem?

– „Wilcze dzieci” to moja trzynasta książka i pierwsza, która jest literaturą faktu. Zważywszy na ciężar tematyczny, nie jest to książka do podobania się. Napisałam ją, aby chociaż trochę wypełnić białą plamę, którą stanowiły wojenne i powojenne losy sierot z Prus Wschodnich. Książka zdobywa w większości maksymalnie wysokie oceny czytelników. Bardzo im za to dziękuję. Ale pojawiły się komentarze typu „Faszystowskie bachory powinny się znaleźć tam, gdzie im miejsce przygotował Stalin – na Syberii”. Nie mieści mi się w głowie, że ktoś nosi w sobie tyle nienawiści do niewinnych bezbronnych dzieci.

Co dalej?

– Wracam do pisania powieści, ale mam wrażenie, że to, co teraz piszę, jest jakieś miałkie. Wilcze dzieci zostawiły we mnie swój ślad – kończy opowieść o swej książce Wioletta Sawicka.

Lech Kryszałowicz

Wioletta Sawicka, dziennikarka i pisarka z Olsztyna. Z wykształcenia pedagog. Dziennikarka Radia Olsztyn i „Gazety Olsztyńskiej”, krótko telewizyjna. Ma za sobą także pięć lat emigracji w Szwecji. Zawodowo realizuje się w pisaniu reportaży i przeprowadzaniu wywiadów z ciekawymi ludźmi. Matka dwójki dorosłych dzieci, mężatka. „Wilcze dzieci” można kupić w większości księgarń i w księgarniach internetowych.

Show More