Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Wochenblatt – Gazeta Niemców w Rzeczypospolitej Polskiej

Pamięć po latach

Foto: Krzysztof Baron
Foto: Krzysztof Baron

Spośród wszystkich wydarzeń związanych z tak zwaną Tragedią Górnośląską znane powszechnie są obozy takie jak Zgoda czy Łambinowice. Istnieją jednak wciąż zapomniane karty tej bolesnej historii. Do takich należą wydarzenia w Lublińcu w dzisiejszym województwie śląskim. Po wielu latach starania lokalne koło mniejszości niemieckiej wraz z władzami miasta przypomną cierpienia, poświęcając ofiarom tablicę.

Gdy którykolwiek z przyjezdnych w Lublińcu stanie naprzeciwko terenu przy ulicy Powstańców Śląskich, ciężko mu będzie odnieść się do niego historycznie. Piękny teren zielony, plac zabaw dla dzieci, bloki mieszkalne, nowoczesny basen kryty, a dalej zakłady produkcyjne. Tylko nieliczni pasjonaci historii miejscowości świadomi są faktu, że właśnie ta okolica nieco ponad 70 lat wcześniej była miejscem cierpień i śmierci niewinnych.

Głód, choroby, złe warunki

O powojennej historii z Lublińca dowiadujemy się dopiero, gdy otrzymujemy zaproszenie na uroczyste upamiętnienie ofiar. Próbując zgłębić historię, docieramy do garstki osób, która lokalną historią się interesuje. Szybko dowiadujemy się, że „przecież to jest wiedza ogólna, wszyscy są tego świadomi”, lecz „o zbrodniach na Ślązakach, zwłaszcza tych niemieckich, się tyle nie mówi”. Jednym z tych, którzy jednak o nich mówią, jest Marian Cyroń, lokalny działacz i inicjator marszów pamięci poświęconych ofiarom tragedii z Lublińca: – W Lublińcu, jak i zresztą w każdym mieście powiatowym, mieścił się powojenny obóz, który działał od końca stycznia do lipca 1945 roku. Mieścił się w dawnej przędzalni, gdzie teraz znajdują się zakłady Lentex – mówi Cyroń. O szczegółach tego, co działo się wewnątrz obozu, wiemy niewiele. Z relacji Mariana Cyronia oraz szczególnie wnikliwych badań lokalnego historyka Edwarda Wieczorka wynika, że obóz miał charakter przejściowy, był więc punktem, z którego mieszkańcy Górnego Śląska byli transportowani do Związku Radzieckiego, gdzie pracowali przymusowo. Przejściowy charakter nie łagodził jednak cierpień osadzonych. Jak w każdej powojennej placówce więźniom doskwierały głód, choroby i koszmarne warunki sanitarne. Pod groźbą śmierci nie wolno było przyjmować pomocy z zewnątrz.

Jedyna wina, że byli Niemcami

Jaka była wina skazanych na pobyt w obozie czy roboty przymusowe? Marian Cyroń wyjaśnia, że zarządzający obozem polscy komuniści kierowali się aspektem czysto narodowościowym: – Wyznacznikiem dla pobytu w takim obozie była przede wszystkim Volkslista. Ci który ją podpisali na tak zwanym pierwszym, drugim czy nawet trzecim poziomie, byli uznawani za Niemców i to było już wystarczającym powodem – stwierdza działacz. Jego zdaniem jedyną „winą” osadzonych był więc fakt, że byli górnośląskimi Niemcami. – To byli autochtoni, którzy od stuleci tu mieszkali, synowie tej ziemi – mówi gorzko. Cyroń. Jego gorycz wynika także z faktu, że tragedia Ślązaków z Lublińca ma dla niego wymiar prywatny. Działacz przyznaje, że w obozie osadzone były dwie jego ciocie ze strony matki. Niektórym więźniom po próbie transportu na wschód udało się wprawdzie uciec i wrócić do domu, jednak wiele innych osób nie miało tego szczęścia i narodowościową nienawiść ze strony komunistów przypłaciło życiem. Skala nieszczęścia, jakie miało miejsce w Lublińcu, jest zatrważająca. Historycy szacują, że przez zaledwie kilka miesięcy więźniów mogło być nawet 1500, także kobiet i dzieci.

Upamiętnienie ma znaczenie

Jak w przypadku wielu innych tragedii Górnoślązaków, także ta z Lublińca była w PRL tematem tabu, a wszelkie pozostałości po byłym obozie zniknęły i zostały przystosowane do codziennego życia. O historii obozu przetrwała jednak wiedza przekazywana głównie w rodzinach, także przez osoby, które przeżyły w nim pobyt. Po tym, jak w demokratycznej Polsce ludzie ci znów mogli dojść do głosu, tę część przeszłości zbadano i pojawił się pomysł upamiętnienia ich cierpień. Oddaniem sprawiedliwości ofiarom obozu zajęło się lokalne koło mniejszości niemieckiej: – Na początku chcieliśmy poświęcić tym ludziom obelisk, ale w końcu wspólnie z władzami miasta ustalono, że będzie to tablica, która znajdzie się na budynku basenu krytego – relacjonuje szef Niemców z Lublińca Janusz Buchnat. Jak stwierdza, upamiętnienie jest kontynuacją starań o pamięć dla ofiar obozu, które już w przeszłości podejmowali radni Lublińca Jan Myrcik i wspomniany wcześniej Edward Wieczorek. Jako bliski przyjaciel Wieczorka i z uwagi na jego podeszły wiek Buchnat postanowił kontynuować dzieło upamiętnienia, które ma dla niego także głęboki wymiar symboliczny: – Czasu żaden z nas nie zatrzyma, kiedyś mnie nie będzie, moich wnuków też, ale tablica ku pamięci tych ludzi jednak zostanie – zaznacza Buchnat. Według szefa DFK ważny jest jednak także fakt, że inicjatywa umieszczenia tablicy poruszy do dyskusji lokalną społeczność i nie tylko. Jego zdaniem „kiedy tablica już zawiśnie, dzieci w szkole zaczną pytać o te wydarzenia” i dzięki temu pamięć o losach niemieckich Górnoślązaków ma zostać dodatkowo upowszechniona.

Na geście przygotowania i umieszczenia tablicy ma się jednak nie skończyć. Buchnat zapowiada, że od tego momentu co roku koło DFK w Lublińcu będzie organizowało uroczystości upamiętniające. Tablica ma się w związku z tym stać punktem odniesienia do corocznego oddawania czci tym, którzy cierpieli za niemieckość.

Uroczystość odsłonięcia tablicy odbyła się w Lublińcu 19 czerwca. Przy udziale polityków, samorządowców oraz naukowców zorganizowano także sympozjum naukowe na temat obozu w Lublińcu, które odbyło się w muzeum Edyty Stein.

Łukasz Biły

Show More