W minioną niedzielę fińskie centrum sportów zimowych w Lahti pożegnało uczestników mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym. Niemiecka reprezentacja z końcowym dorobkiem 6, 3, 2 zajęła 2. lokatę w klasyfikacji medalowej, ustępując pola jedynie Norwegii (7, 6, 5), za to ze znaczną przewagą nad kolejną Rosją (2, 4, 0).
Największą męską gwiazdą imprezy okazał się przedstawiciel kombinacji norweskiej Johannes Rydzek, który przyćmił wszystkich czterema złotymi medalami, a to oznaczało stuprocentową skuteczność, gdyż osiągnął to w czterech startach, czego nie dokonał przed nim żaden przedstawiciel tej dyscypliny! W drugim tygodniu czempionatu do zwycięstwa na dużym obiekcie dorzucił triumf do spółki z Erikiem Frenzelem w sprincie drużynowym.
Ekspresem po rekordy
Sposób, w jaki sięgał po zwycięstwa, zapierał dech w piersiach. W konkursie indywidualnym na dużej skoczni nastąpił pomór niemieckich faworytów, nawet brylujący na skoczniach Frenzel był daleko w tyle, grzebiąc w ten sposób medalowe szanse, jedynie Rydzek pozostał konkurencyjny, bowiem 5. lokata z minutą straty do prowadzącego po skokach Austriaka Mario Seidla nie stanowiła dla biegacza tej klasy większego wyzwania. Mimo to nie spieszył się z objęciem prowadzenia, bawiąc się w kotka i myszkę z kolejnymi rywalami aż do końcówki, gdzie w ekspresowym tempie odjechał od ostatniego z nich – Japończyka Akito Watabe, meldując się na mecie z przewagą 4,8 s. Zawody w sprincie drużynowym to jedyne złoto, przy którym trzeba było powalczyć do finiszowych metrów, gdyż twarde warunki postawił norweski duet Moan/Krog, jednak końcowy pojedynek z tym drugim Rydzek rozstrzygnął na swoją korzyść, demonstrując nie pierwszy raz w tym sezonie, że perfekcyjnie opanował sprinterskie umiejętności. Dzięki temu z ogólnym dorobkiem 6, 4, 1 objął prowadzenie, jako najbardziej utytułowany kombinator w historii czempionatu globu. I pomyśleć że całe złoto zebrał na przestrzeni zaledwie dwóch kolejnych mistrzostw! Trzeba jednak pamiętać, że jeden z jego trenerów, Ronny Ackermann, przewyższa go jeszcze w triumfach indywidualnych – ma na koncie cztery przy trzech 25-latka z Oberstdorfu, ale patrząc na wiek, ma jeszcze sporo czasu, aby również w tym zakresie wyśrubować statystyki. Ten najlepszy w karierze sezon może ukoronować zdobyciem pierwszej kryształowej kuli za zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Ale na tym polu ścierają się aspiracje niemieckich zawodników, gdyż dla Frenzela sukces w obecnym roku oznaczałby pobicie historycznego rekordu, czyli fakt zastania samodzielnym liderem z sumaryczną liczbą wygranych – 5.
O krok od złota
Wielkie emocje przyniósł indywidualny konkurs na dużej skoczni w Lahti. Po pierwszej serii blisko przyczajony za plecami Austriaka Stefana Krafta Andreas Wellinger zajmował 2. pozycję ze stratą 0,9 pkt, obaj skoczyli po 127,5 m. W decydującej odsłonie po skoku na odległość 129 m wyprzedził najdalej
skaczącego w tym dniu Piotra Żyłę (131 m), a to oznaczało pewny srebrny medal. Kończący zawody Kraft wylądował wprawdzie 1,5 metra krócej niż Niemiec, jednak starczyło to do pozostania 1,3 pkt przed nim. O ponownym sukcesie Austriaka zadecydowały wyższe noty za styl, jednak można dyskutować, czy czasem różnica w tym zakresie nie była zbyt wysoka, co mogło mieć wpływ na końcową kolejność na podium. Ostatecznie to Kraft ma na koncie dwa złota, podczas gdy niemiecki skoczek cieszy się z podwójnego indywidualnego srebra. Może bardziej sprawiedliwy byłby równy podział między oboma najlepszymi rywalami w tej konkurencji, ale takie decyzje pozostają w gestii sędziów…
Reasumując, fiński czempionat był niezwykle udany dla niemieckiej ekipy, jedyny rozczarowujący moment nastąpił podczas sobotniego konkursu drużynowego w skokach, gdy niemiecki kwartet pozostał bez medalu, lądując na 4. miejscu. Damskim dominatorem z identycznym zbiorem co Rydzek była norweska biegaczka Marit Bjørgen, rekordzistka pod względem zwycięstw w historii czempionatu globu (18), która mimo 37 lat nadal imponuje niesamowitą formą.
Witold Wolak